piątek, 6 czerwca 2014

2. Popiół wspomnień


Możesz poświęcić minuty, godziny, dni, tygodnie, a nawet miesiące na analizowanie zdarzenia, próbując zebrać potłuczone kawałki, zastanawiając się, co mogłoby się stać (...) albo możesz zostawić potłuczone skorupy na podłodze i pójść dalej. - Tupac



Palcami zahaczałam o wystające z między książek kolorowe karteczki z drukowanymi literami.  Gdy dotarłam do literki K, w skupieniu przyglądałam się grzbietom książek.
– ,,Kamienie na Szaniec”, gdzie jesteście? Chodźcie do mamusi – rzekłam pieszczotliwie. – Są!
– Niestety tatuś jest pierwszy.
Zanim się spostrzegłam lektury już nie było. Odwróciłam się do stojącego za mną mężczyzny.
– Przepraszam, ale to ja ją chciałam – zwróciłam się do nieznajomego, wskazując na to, co trzymał        w dłoni. Usłyszałam pogardliwe prychnięcie.
Palant.
– Możliwe, ale jak już zdążyłaś zauważyć... byłem pierwszy – powiedział, machając książką przed moimi oczyma. 
Pora wyciągnąć ciężką artylerie – argument nie do przebicia!
Po co argumenty? Złój mu niezłe manto! 
Tak... W mojej głowie odezwało się alter ego i raczej nie preferowało grzecznych rozwiązań. Jednak ja na razie postanowiłam pozostać przy sowim.
– Dziewczynom się ustępuje, więc mi ją oddaj. – Skrzyżowałam ręce na piersiach i spojrzałam w jego kare tęczówki. 
Chce wojny? To bardzo proszę. Ze mną się nie zaczyna.
– Wybacz, ale potrzebuje jej, więc poszukaj sobie drugiej – powiedział od niechcenia, odchodząc. Zmarszczyłam gniewnie czoło. Przecież jeszcze nie skończyłam!
– Ta była ostatnia! - krzyknęłam i stanęłam przed nim, zagradzając mu tym samym przejście.
– No wiem – odparł, wzruszając ramionami.
Słowa nie podziałały? Czas na czyny.
– Oddaj! - Chwyciłam za książkę i pociągnęłam ją w swoją stronę. Jednak bez żadnego wysiłku dalej trzymał ją przy sobie. Szarpnęłam nią mocno. Rozległ się głos targanego papieru. Natomiast ja upadłam na podłogę.
– Moja pupa – jęknęłam pod nosem. Spojrzałam na kartki leżące przede mną. Dopiero teraz zorientowałam się co się stało. 
Ups?
Brawa dla tej pani! To było takie.... dziecinne.
– Oh zamknij się – jęknęłam cicho, wstając i otrzepując sobie tyłek. Co jak co, ale mogli posprzątać. Strasznie brudna podłoga.
– Patrz co narobiłeś! - krzyknęłam w końcu, wskazując mu podarte kartki, które zaciskałam w pięści.
– Ja?! Kobieto, zachowujesz się jak jakaś wariatka! - krzyknął, a jego donośny głos odbił się po bibliotece.
Nagle zza regału wyszła niska, tęga kobieta. Ubrana była w białą koszulę, brązowy sweterek i długą spódnicę do kompletu. Dłonią przeczesała swoje krótkie, zmierzwione blond włosy. Na nos założyła czerwone okulary. Zmarszczyła czoło, a swoimi niebieskimi tęczówkami spojrzała, to raz na mnie, raz na niego i znowu na mnie. Swój wzrok zawiesiła dłużej na trzymanych przeze mnie kartkach. Z jej ust wydobyło się głośne westchnięcie.
– Za mną – rozkazała w końcu udając się w stronę lady. Zerknęłam na stojących wokół nas ludzi morderczym spojrzeniem i razem z mężczyzną udałam się za starszą kobietą. Po drodze wrzuciliśmy do kosza szczątki książki.
– Drogie kochaneczki – zaczęła bibliotekarka, siedząc już za ladą. Na ostatnie słowo momentalnie mnie zemdliło. Zerknęłam na mężczyznę. Nasze spojrzenia się spotkały. Prychnęłam i z wyższością uniosłam podbródek, spoglądając znowu na kobietę.
– Ta kłótnia była niepotrzebna. Mam przy sobie jeszcze parę tych książek. – Wskazała na stosik obok niej.  Właśnie zostały oddane. A teraz musicie mi zapłacić za tą zniszczoną.  Zerknęła na nas zza monitora i widząc nasze miny szybko dodała:  Po połowie.
– Ja zapłacę – powiedział mężczyzna, wyjmując z kieszeni czarny, wypchany portfel. Nie mogłam się powstrzymać. Krótki śmiech wydobył się z moich ust.
– Teraz zebrało ci się na szlachetność? Trochę za późno, nie sądzisz? Sama za siebie zapłacę.
– Jesteś taka irytująca... - powiedział, wykładając na ladę całą sumę. 
Ja irytująca?! No na pewno. Już chciałam się odgryźć kiedy on, jakby nigdy nic, stanął przede mną zwracając się ponownie do bibliotekarki.
W takim razie poprosiłbym „Kamienie na Szaniec”  rzekł, wskazując na jedną z książek ze stosu.
– Podaj mi tylko imię i nazwisko. Muszę znaleźć kartę słoneczko – odpowiedziała mu z uśmiechem. Więcej tych pieszczotliwych słówek kobieto. Jeśli do mnie też tak powie, to...
– Sasuke Uchiha – powiedział, spoglądając na srebrny zegarek znajdujący się na jego nadgarstku. Gdy tylko dostał książkę w swoje ręce rzucił krótkie dziękuję i w pośpiechu opuścił budynek.

***

Stałam właśnie przed furtką okazałej posiadłości brata mojej matki. Niby prosta forma domu ze stonowaną jasną kolorystyka i czerwoną ceramiczną dachówką jednak tak, jak za dawnych lat cały czas wzbudza we mnie zachwyt. Zadaszone wejście z kolumnami, do którego prowadzą białe kamienne schody. Zgrabne lukarny i ozdobne, półokrągłe balkony nadają domowi elegancki wygląd. A otaczający go ogród jest przepiękny. Cały czas taki jaki go zapamiętałam. Pełen wdzięku. Jego granice wyznaczał czarny płot, który był niewidoczny dzięki posadzonym krzewom. W lewym zakątku ogrodu, znajdowały się miejsce przeznaczone na kwiaty, które pojawić się miały dopiero latem. Natomiast w prawej części, kamienna ścieżka prowadziła do sporej drewnianej altany, za którą rósł rząd owocowych drzew. Jabłonie, grusze, czereśnie, wiśnie i śliwy. Obok nich znajdowała się stara ogrodowa huśtawka, na której często przesiadywałam z wujem.
Nagle usłyszałam odgłos domofonu. Nacisnęłam na klamkę i powędrowałam do wielkich drzwi. Już po drodze ujrzałam jak się uchylają, a w progu stanęła starsza kobieta - gosposia.
– Długo cię tu nie było Sakura – powiedziała, obdarzając mnie ciepłym uśmiechem.
– Natłok zajęć – odparłam, zdejmując swoje buty.  Gdzie wuj?
– Ah... Czeka w salonie. Zaraz podam do stołu – odpowiedziała, trzepiąc ręczniczek, który wcześniej miała przewieszony przez ramię. Nagle z kuchni usłyszałyśmy charakterystyczny dźwięk piekarnika informujący o gotowości potrawy. Kobieta natychmiast wybiegła z sieni. Wyjęłam z torby swój portfel i schowałam do kieszeni bluzy. Pełna obaw skierowałam się do salonu. Bałam się, ale wiedziałam, że muszę poruszyć ten temat. Zwłaszcza po tym, co znalazłam.
Stanęłam w progu salonu. Chrząknęłam głośno chcąc zwrócić uwagę zamyślonego wuja. Gdy wreszcie mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko i z wyciągniętymi ramionami skierował się w moim kierunku.
– Nareszcie jesteś – powiedział, przytulając mnie. Miał rację, dawno go nie odwiedzałam. Ale to jak już mówiłam wcześniej gospodyni – natłok zajęć. Zresztą razem podjęliśmy decyzję o umieszczeniu mnie w bursie. Uznaliśmy, że tak będzie wygodniej. Zważając na odległość liceum. Znajomych. No i umiejscowieniu budynku, który znajdował się w centrum, a nie tak jak ten dom.
– Przejdźmy do jadalni – odezwał się w końcu, uwalniając mnie z uścisku.
Nie odzywałam się. Jakby coś utkwiło mi w gardle. Ręce zaczęły mi się pocić. Widelcem, który kurczowo trzymałam w prawej dłoni, miażdżyłam ziemniaki na talerzu.
 No co? Na kimś chyba musiałam się wyżyć.
Lewą rękę natomiast miałam schowaną w bluzie, a nią trzymałam portfel, wyczekując odpowiedniego momentu. Słowa wujka na temat jego firmy wlatywały mi jednym uchem, a wylatywały drugim. Chyba to zauważył, bo nastała głucha cisza.
– Dlaczego nie jesz? - zapytał nagle, spoglądając na mój posiłek. Jeszcze przed chwilą trzymany przeze mnie widelec upadł na naczynie, a moja dłoń zacisnęła się w pięść. Zagryzłam zdenerwowana wargę, a moje serce zaczęło przeżywać palpitację. Wzięłam bardzo głęboki wdech.
Teraz, albo nigdy – odbiło się echem w mojej głowie.
– Mogę cię o coś zapytać? - spytałam, ignorując jego wcześniejsze pytanie.
– Jasne, pytaj o co chcesz – powiedział, opierając się wygodniej o krzesło. Z kieszeni bluzy wyjęłam beżowy portfel i niepewnie go otwarłam. Wyjęłam z niego pożółkły papier i wyłożyłam na stolik. Widząc zdziwioną minę krewnego, podsunęłam go bliżej niego. Nerwowo gryząc od środka policzek oczekiwałam reakcji.
Zaintrygowany pochwycił papier w swoje dłonie i natychmiast go rozłożył. Widziałam jak jego źrenice zadrżały. A palce mocniej zacisnęły się na kartce. Z jego ust wydobyło się głośne westchnięcie. Więc to nie mógł być przypadek.
– Skąd to masz?  zapytał, usiłując utrzymać spokojny ton, czego ja nie byłam w stanie dokonać.
– To nie jest teraz ważne – odpowiedziałam ze spuszczonym wzrokiem. 
Nie wiedziałam co zrobić. Jakie pytanie zadać najpierw. Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie. Emocje mieszały się ze sobą. Złość? Smutek? Lęk? Sama nie byłam pewna. Jednak wiedziałam jedno. Zostałam oszukana przez bliską osobę. Osobę której ufałam, którą kochałam. Byłam naiwna. Kolejny raz. A obiecałam sobie, że podobna sytuacja nigdy się nie zdarzy. Znowu dałam się komuś podejść, by następnie w moje serce mógł zostać wbity nóż.
– Dlaczego?  wyszeptałam drżącym głosem, łykając przy tym słone łzy, które już od dłuższej chwili ciekły mi po policzkach.
– To nie tak... – rzekł łagodnie, starając się mnie uspokoić. Jednak ja byłam za bardzo roztrzęsiona, by mógł cokolwiek zdziałać.
– Dlaczego razem z ojcem bawicie się moimi uczuciami?!  krzyknęłam przez szloch.
Wstając gwałtownie, przewróciłam krzesło. Ale w tamtej chwili to zdecydowanie był mój najmniejszy problem. Wyrwałam mu kartkę z rąk i zostawiając zdezorientowanego krewnego, wybiegłam z pomieszczenia.
Gdy już otwierałam drzwi frontowe poczułam na ramieniu żelazny uścisk. Przez zaszklone oczy spojrzałam na oprawcę.
– Uspokój się. Nie rób głupstw...  mówił spokojnie, lecz stanowczo. Jednak nie zamierzałam posłuchać. Na pewno nie jego. Szarpnęłam się mocno i już po chwili byłam poza posiadłością. Przez jakiś czas słyszałam wykrzykiwane własne imię, które wydobywało się z ust wuja. Później już tylko trzask drzwiami i głucha cisza.
Zatrzymałam się na środku ulicy. Byłam sama. Z otaczających mnie domów nie wydobywało się żadne światło. Wszystkie okna były pozasłaniane żaluzjami. Blask dawały jedynie stojące co pewną odległość latarnie. Niespodziewanie po moim ciele przeszedł dreszcz wywołany przez silny wiatr. W tym samym momencie zorientowałam się, że kurtkę zostawiłam na wieszaku w sieni. Chcąc chociaż trochę zapobiec chłodowi zarzuciłam na głowę kaptur i mocno zaciągnęłam jego sznurki. Zewnętrzną stroną dłoni przetarłam oczy, pozbywając się przy tym zbierających łez i ruszyłam przed siebie. Nie spoglądałam ani w tył, ani w bok, ani wprzód. Jedyne co widziałam w danym momencie to czubki moich czarnych kozaków.
Zagubiona w natłoku myśli kroczyłam przed siebie. Przypominały mi one ludzi, którzy właśnie się kłócą. Jedni stawali w obronie mojego wuja, mówiąc, że nie dałam sobie niczego wyjaśnić. Drudzy zaś, mówili, że kłamstwo niszczy wszystko. Nawet największe zaufanie. Byłam pośrodku tej wojny. Z uwagą przysłuchiwałam się każdej ze stron. Jednak tylko jedna osoba dotarła do mnie najbardziej. Była to mała dziewczynka, która przecisnęła się przez cały ten tłum znajdujący się w mojej podświadomości. Ubrana była w kwiecistą sukienkę, a jej różowe włoski niesfornie opadały na twarz. Zaś miś, którego obejmowała ramionami wyglądał zupełnie jak mój. Tylko, że w o wiele lepszym stanie. Z jej szmaragdowych oczu pociekły łzy. A ona drżącym głosikiem wyszeptała: Dlaczego?
To pytanie zaczęło odbijać się echem po mojej głowie. Wszyscy zniknęli. Zostałam tylko ja i ona. Tuliła swojego maskotkę jakby była najdroższym skarbem na świecie, a w jego pluszową główkę wsiąkały jej łzy. Moje serce krajało się na ten widok. Podeszłam do niej niepewnym krokiem. Nie chciałam jej wystraszyć. Przykucnęłam przed nią i uśmiechnęłam się delikatnie. Ona spojrzała na mnie swoimi zaszklonymi oczkami i od razu wpadła w me ramiona. Delikatnie pogłaskałam jej głowę, a ona wtedy cofnęła się o krok. Tym razem na jej twarz widniał promienisty uśmiech. Gestem dłoni pokazała mi bym wyciągnęła rękę w jej kierunku. Nawet się nie wahając zrobiłam to, o co poprosiła. Wtedy na moją dłoń położyła poskładaną kartkę i zacisnęła na niej moje palce.
– Możesz spróbować spalić złe wspomnienia, mimo to pozostanie po nich popiół – powiedziała, a jej postać zaczęła znikać.
 Natychmiast otworzyłam usta, by za nią zawołać, jednak żaden dźwięk nie mógł wydobyć się z mojej krtani.
Odeszła.
Otworzyłam dłoń i zerknęłam na to, co podarowała mi dziewczynka. Rozłożyłam papier. Trzymałam w dłoniach list, którego tak bardzo chciałam się pozbyć. Jednak brakowało jego górnej części. Wiedziałam dlaczego. To w niej mój tata napisał, że wyjeżdża, że mnie zostawia. Zabolało mnie to najbardziej, dlatego też ją spaliłam. Tak oto w mojej dłoni trzymałam tylko połowę. Większość liter była zamazana, przez kapiące niegdyś na niego łzy. Do odczytania było możliwe tylko ostatnie zdanie.
Możesz poświęcić minuty, godziny, dni, tygodnie, miesiące na analizowanie zdarzenia, próbując zebrać potłuczone kawałki, zastanawiając się, co mogłoby się stać albo możesz zostawić potłuczone skorupy na podłodze i pójść dalej”. Zrozumiałam. To nie ja pomogłam tej dziewczynce, wywołując na jej twarzy uśmiech. To ona pomogła mi.
Nagle do moich uszu dotarł dźwięk klaksonu. Zdezorientowana wyrwałam się z zamyśleń i spojrzałam w lewo. Szok ogarnął moje ciało. Wszystkie komórki mojego ciała wołały: Uciekaj! Jednak ja nie mogłam się ruszyć. Nagłe uderzenie odrzuciło mnie w bok. Moje ciało bezwładnie poturlało się na pobocze. Ból w lewej nodze był zbyt wielki, bym mogła wykonać choć najmniejszy ruch. Poczułam jak po moim czole spływa krew. Po chwili wyczułam jak sączy się również z moich ust.
– Trzeba jej pomóc. – Usłyszałam jakiś spanikowany głos jakby z oddali.
– Zgłupiałeś?! - krzyknął jakiś mężczyzna. 
Wtem moje oczy zaczęły się przymrużać, a obraz rozmazywać. Otoczyła mnie ciemność.

Od Autorki: Niedawno wróciłam z wycieczki, więc tak jak obiecałam publikuję rozdział. Powiem, że pisało mi się go kiedyś opornie. Jednak nagle nad moją głową zapaliła się żarówka i w ten oto sposób pojawiła się nieplanowana dziewczynka. Dodam jeszcze, że "Kamienie na Szaniec" są raczej lekturą gimnazjalną, ale tak mnie jakoś natchnęło. To chyba tyle. Do następnego rozdziału! :)

9 komentarzy:

  1. Kamienie na Szaniec. <3 Genius książka. ;>
    Wgl, Sasuke się pojawił! Taka dumna jestem z Ciebie. xD

    Eh. Krótko [znowu...]. Gomene? .-.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam. Sama mam w sumie trudności w pisaniu komentarzy. A jak już się za to zabiorę, to zajmuję mi to masę czasu by wszystko jakoś sensownie skleić.

      Hah, czytałam tylko szczegółowe streszczenie. xD Jakoś nie lubię tego typu książek.

      Oh, dziękuję, dziękuję. :3 Musiał się w końcu pojawić. No ale miłego pierwszego wrażenia chyba nie zrobił.

      Usuń
  2. Genialne, wreszcie wiem kto został potrącony! Jestem tak podekscytowana , że nie wiem co mam ze sobą zrobić. Rozdział super, nie widziałam jeszcze, żeby ktoś w bibliotece pokrycia się o książkę. To na pewno cudowne widowisko!
    Czekam na następny rozdział!
    Pozdrawiam
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorka za błędy pisałam na telefonie.
      * posprzeczał

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę, że wzbudzam w Tobie takie emocje. :)
      Szczerze... Ja też nie widziałam nigdy by ktoś się w bibliotece kłócił o książkę. Sama chciałabym to zobaczyć, a może nawet w tym uczestniczyć. Chociaż ja bym się raczej o lekturę nie kłóciła. :o
      Również pozdrawiam! :3

      Usuń
  3. Właśnie przeczytałam rozdzialik. Tak się cieszę, że w końcu pojawił się Sasuke! I jak na niego przystało zachowywał się bardzo arogancko. Uwielbiam go takiego xD
    Ciekawa jestem dlaczego wuj zatajał przed Sakurą osiągnięcia jej matki? Bo chyba ten dyplom dała mu w czasie obiadu? Coś mi się wydaje, że pewnie ma to jakieś drugie dno.
    No i ten wypadek. Teraz już wiadomo kto został potrącony, jednak wciąż nie wiem kto siedział za kierownicą. Czyżby Sasek? No nie wiem. Chyba wolałabym, żeby to nie był on xD Mam nadzieję, że Sakura wyjdzie z tego cała i zdrowa.
    Czekam na kolejny rozdział. Już 50%, więc myślę, że nie będę musiała długo czekać ^^
    I chciałam Cię jeszcze poinformować, że u mnie też pojawiła się nowa notka: http://pierwsza-milosc-nigdy-nie-umiera.blogspot.com/ Zapraszam ;)
    Pozdrawiam Anna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam takiego Sasuke! *piąsia*

      Tak, tak ten dyplom dała mu w czasie obiadu. Mam nadzieję, że w żaden sposób nie macie mi tego za złe, że to różowa została potrącona? :o Jednak nic więcej nie mówię. A ja mam długi język jeśli chodzi o spoilery, więc muszę uważać.

      Pomysł na dokończenie rozdzialiku jest. Ale jakoś ogarnął mnie leń. Może to ta pogoda. Ale obiecuję, że w środę już nadgonię!

      Dziękuję, za powiadomienie. Już przeczytałam i skomentowałam. Cudo! :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. *piąsia*
      Czy będę mieć za złe, to się okaże, w następnym rozdziale. Nie no żartuję :P
      Piszę ten komentarz przede wszystkim po to, aby wypędzić z Ciebie największe zło, czyli lenia xD Dobrze wiem jak go mieć, więc mam nadzieję, że nie odbije się to na następnym rozdziale! Nie karz na niego długo czekać, bo w takim momencie zakończyłaś, że zbrodnią będzie zostawić mnie na dłużej w niepewności xD Więc, życzę duuuuużo weny i daje wielkiego motywującego kopniaka!
      Pozdrawiam Anna

      Usuń
  4. Znowu na siebie wpadają, ale tym razem w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Tajemnicze wydarzenie z jej wujkiem mnie ciekawi. Szkoda, że znowu tak krótko, a może tylko mi się wydaje.
    Życzę mega dużo weny pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art Texture1 Texture2 Texture3 Pngs