Nie można wyczerpać swojej kreatywności.
Im więcej z niej bierzesz, tym więcej jej masz. - Maya Angelou
Im więcej z niej bierzesz, tym więcej jej masz. - Maya Angelou
Wszędzie, szaro, ciemno i ponuro. Był ranek, słońce nie zdążyło jeszcze wyjść poza linie horyzontalną, a na nieboskłonie kłębiły się ciemne chmury. Natomiast na ziemi wszędzie zalegała szara ciapa. Spowodowane to było, o dziwo, niedawno rozpoczętą odwilżą. Do owych warunków klimatycznych dołączył jeszcze nieznośny wiatr, który uporczywie targał kosmykami moich włosów prosto na twarz. Ta... zdecydowanie niedopisująca pogoda. Bo niby jak mam biec, skoro własne włosy ograniczają mi widoczność. Na dodatek muszę uważać, by się nie pośliznąć na tym „śniegu”.
Jestem już
spóźniona piętnaście minut. Fakt, może to i po części moja
wina, ale skąd miałam wiedzieć, że telefon rozładuje mi się w
środku nocy, co uniemożliwi włączenie się budzika... Ale
dlaczego musiałam się spóźnić akurat na zajęcia Akihiro.
Jednego z najsurowszych nauczycieli w naszej szkole. Chociaż
nauczyciel to dziwne określenie... Bardziej pasowałoby tu po
prostu choreograf.
Był to mężczyzna
w wieku trzydziestu pięciu lat. Jego budowa była muskularna, co
było bardzo widoczne, gdy na zajęcia zakładał podkoszulek. Miał
brązowe włosy, które zawsze były zaczesane do tyłu i długością
nie przekraczały jego szpiczastego podbródka. Jego oczom, nigdy nie
miałam okazji dokładniej się przyjrzeć, ale z tego co udało mi
się kiedyś podsłuchać od dziewczyn z grupy, kolory jego oczu są
zbyt zmieszane, by prawidłowo je określić.
Ale dlaczego
nazywam go surowym? Ciągle powtarza, że w tańcu nie ma czasu na
myślenie. Albo go czujesz, albo nie. Ma rację, ale bez przesady...
Już nie raz dochodziło do tego, że dziewczyny wybiegały z sali z płaczem, przez to w jaki sposób im uświadamiał, że
według niego są słabe, bo przecież, nie mógł powiedzieć, że
nie umiały tańczyć. Każdy to potrafi, przecież to wyznanie uczuć
poprzez ruch.
***
Było
dwadzieścia minut po godzinie ósmej, kiedy wbiegłam do szkolnej
szatni. Szybko wepchnęłam torbę do swojej szafki i przebrałam się
w luźne ciuchy. I tak potargane już włosy związałam niedbale w
kucyk. Zamykając szafkę chwyciłam jeszcze butelkę wody i chowając
kluczyki do kieszeni truchtem pobiegłam do sali.
Już z
korytarza, mogłam usłyszeć znaną mi muzykę. Gdy dobiegłam do
odpowiednich drzwi, bez namysłu nacisnęłam klamkę i wparowałam do
środka. Wszyscy swój wzrok skierowali prosto na mnie. Łącznie z
Akihiro, który z niechęcią wyłączył muzykę. I unosząc swoją
rękę do góry dał znak grupie, że mają chwile przerwy.
– A
pani tu czego? – zapytał mnie jakby od niechcenia, a następnie upił
łyk swojej wody.
– Na zajęcia? – odpowiedziałam zdziwiona pytaniem na pytanie.
No, bo chyba nie przyszłam tu strugać kartofli.
Logiczne...
No, bo chyba nie przyszłam tu strugać kartofli.
Logiczne...
– Chyba dwadzieścia pięć minut za późno. – Najpierw przetarł
swoje usta dłonią, a następnie wskazał na wielki, okrągły
zegar, znajdujący się tuż nad lustrami.
– Wiem. Bardzo przepraszam za spóźnienie ale budzik mi nie
zadzwonił
– Sam z siebie? – Uniósł jedną brew do góry dalej drążąc
temat.
– Telefon
mi się w nocy rozładował. Chyba za dużo rozmawiałam przed
snem... – Od razu ugryzłam się w język, wyobrażając sobie jak
głupio musiało to zabrzmieć. Parę dziewczyn, które wykorzystały
chwilę przerwy na poprawianie makijażu spojrzały na mnie, po czym
zaczęły głupio śmiać się między sobą.
Jak ja ich...
Jak ja ich...
– Skoro
ma pani czas tak długo rozmawiać, to na pewno znajdzie pani czas na
samotne ćwiczenie układu, a teraz żegnam.
Nie
mogłam uwierzyć! Tak nie można! Jestem wpisana na zajęcia, więc
mam prawo w nich uczestniczyć! Co on sobie myśli? Przecież kurczę,
trwają próby generalne. Wszystko musi być dopięte na ostatni
guzik... Są jeszcze trzy inne układy! W tym najważniejszy, własny!
– Ale
ja muszę też dopracować swój układ! – krzyknęłam do
odchodzącego już nauczyciela.
– Trzeba
było zaszczycić mnie swoją obecnością o czasie – odpowiedział
nawet na mnie nie spoglądając.
– Ale
to nie moja wina, że rozładował mi się telefon! – skrzyżowałam
ręce na piersiach. On gwałtownie się obrócił i szybkim krokiem
znalazł się przede mną. Zmarszczył czoło, a jego zimny wzrok
prześwidrował mnie od góry do dołu. To spojrzenie nie wróżyło
niczego dobrego.
– Panno
Haruno, jeśli myślisz ,że po tym, jak wygrałaś jakiś tam
konkurs...
– Dwa
jakieś tam konkursy – wtrąciłam szybko na co on tylko przewrócił
oczami.
– ...możesz
się zachowywać jak nie wiadomo kto, to jesteś w wielkim błędzie.
Jeśli zamierzasz przychodzić na moje zajęcia spóźniona to lepiej
wcale nie przychodź, a teraz do widzenia. – Wskazał na drzwi za
mną, a swoje kroki ponownie skierował w stronę odtwarzacza.
– Do
widzenia – fuknęłam. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam
trzaskając drzwiami.
***
– Niech
go szlag... – powiedziałam do siebie, z powrotem wchodząc do szatni.
Oparłam się
o swoją zieloną szafkę i
zjechałam do pozycji siedzącej. Upiłam łyk niegazowanej wody,
a następnie rzuciłam zakręconą butelką o naprzeciwległą
szafkę.
– Hej,
spokojnie. – Od razu rozpoznałam ten głos. Toshiro. Rozbawiony
spojrzał raz na mnie, a raz na butelkę leżącą w znacznej
odległości.
– Co
się stało? – zapytał teraz zatroskanym głosem, przykucając
naprzeciwko mnie.
– Wywalił
mnie z zajęć – odpowiedziałam, patrząc na czubki swoich
niebieskich trampek.
-Akihiro? – Gdy tylko twierdząco pokiwałam głową, wykrzywił swoją twarz w
grymasie.
– Spóźniłam
się. Nawrzucał mi trochę i kazał samej ćwiczyć układ, a ja
muszę dopracować jeszcze własny – powiedziałam ze zrezygnowaniem
i otwartymi dłońmi przetarłam kilkukrotnie twarz.
– Pomogę ci – wypalił szybko, chwytając delikatnie moją dłoń.
– Nie masz zajęć? – zapytałam podejrzliwie. W końcu pojawił się
tak nagle.
– Mam
godzinę przerwy między następnymi. No już, wstawaj. – Wyszczerzył swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Nie zdążyłam
nawet nic powiedzieć, bo on już pociągnął mnie za rękę, pomagając mi wstać.
– Weź
torbę i chodźmy. Znam super miejsce.
Jaki
tajemniczy... ale muszę przyznać, zaciekawił mnie.
Pośpiesznie wyciągnęłam z kieszeni czarną smycz z pękiem
kluczy. Kiedy już włożyłam odpowiedni do szafki, usłyszałam
jego głos.
– Sakura,
szyyybciej – powiedział przeciągle i nerwowo stukał palcami o
drzwiczki szafki.
– Przecież
idę. – Zarzuciłam na ramię dużą zieloną torbę. Schyliłam
się jeszcze po butelkę wody leżącą na ziemi, gdy nagle poczułam
uścisk na nadgarstku.
– Hop –
powiedział, pociągając mnie w kierunku drzwi, ledwo zdążyłam
ominąć ławkę stojącą między szafkami.
Biegliśmy
między korytarzami. W sumie to on biegł, ja można by to
określić... byłam przez niego ciągnięta i ledwo nadążałam.
Skręcił w prawo, a ja o mało co nie wpadłam na ścianę. Niestety
moje trampki ślizgały się na podłożu, więc wyhamowanie wcale
nie było takie proste. Skręciliśmy jeszcze dwa razy w prawo.
Następnie skierowaliśmy się wielkimi szarymi schodami na dół
i ponownie skręciliśmy w prawo. Dotarliśmy do wielkich drzwi.
Zasapana położyłam dłonie na kolanach i opierając się o nie
próbowałam przywrócić normalny oddech. Gdy już to nastąpiło
odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy i przyjrzałam się wejściu.
Drzwi były drewniane, bardzo już porysowane, co wskazywałoby na
to, że także i stare. Jednak moją uwagę przykuła przyklejona
taśmą klejącą biała kartka z napisem „Nieupoważnionym wstęp
wzbroniony”.
– Zakaz
wstępu, nie widzisz? – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i
patrzyłam jak próbuje ukryć swoje rozbawienie.
– Co
mam widzieć? – zapytał ironicznie, opierając się ręką o kartkę tym samym zasłaniając napis.
– Wariat. – Roześmiałam się widząc jak naciska, ledwo trzymającą się
klamkę. Zawiasy momentalnie skrzypnęły, co sprawiło, że na moich
ramionach pojawiła się gęsia skórka. Niepewnie zajrzałam do
środka. Niestety uniemożliwiły mi to szare zasłony. On odsunął
je pewnym ruchem ręki umożliwiając mi przejście.
-Dzię..
Apsik! - potarłam nos i spojrzałam jeszcze raz na zasłony.
Tak.... Całe zakurzone.
Nie ma to jak alergia.
Tak.... Całe zakurzone.
Nie ma to jak alergia.
– Na
zdrowie – powiedział, zamykając drzwi.
– Dzięki.
Tak właściwie co to za miejsce? – zapytałam, zerkając na wielką
scenę przed nami.
– Kiedyś
to tu odbywały się występy, jednak teraz jest to w swoim rodzaju
magazyn – odpowiedział, idąc do przodu.
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu. Granatowe ściany, na których gdzieniegdzie
były zarzucone szare materiały takie jak przy wejściu. Dookoła
mnie piętnaście rzędów czerwonych foteli, przeznaczonych dla
widowni. Opuszkami palców przejechałam po oparciu jednego z nich.
Kurz... Odruchowo wyjęłam z kieszeni chusteczkę i wydmuchałam
nos.
Zaczęłam iść na przód i dopiero teraz zauważyłam zalegające tutaj starocie. Na niektórych fotelach położone były stosy niepodpisanych kartonów. Pod prawą ścianą natomiast stało kilka drabin. A obok nich manekiny ubrane jedynie w maski, kapelusze i peruki. Zaś z lewej strony, były stosy przeróżnych elementów scenografii. Obok nich mebel, na którym dłużej zawiesiłam wzrok. Moje nogi same, zaczęły do niego podchodzić. Jakby jakiś głosik w mojej głowie rozkazywał mi dokładniej mu się przyjrzeć.
Zaczęłam iść na przód i dopiero teraz zauważyłam zalegające tutaj starocie. Na niektórych fotelach położone były stosy niepodpisanych kartonów. Pod prawą ścianą natomiast stało kilka drabin. A obok nich manekiny ubrane jedynie w maski, kapelusze i peruki. Zaś z lewej strony, były stosy przeróżnych elementów scenografii. Obok nich mebel, na którym dłużej zawiesiłam wzrok. Moje nogi same, zaczęły do niego podchodzić. Jakby jakiś głosik w mojej głowie rozkazywał mi dokładniej mu się przyjrzeć.
Było
to stare dębowe biurko ze schodzącym już lakierem. Na blacie było
zielone sukno lekko poplamione śladami kawy. Pod spodem było pięć
szuflad, miały piękne mosiężne okucia. Sprawiały, że biurko
wyglądało jeszcze bardziej efektownie. Zaś jego nogi były pięknie
toczone. Nie mogłam się nadziwić, dlaczego biurko znajduję się
tutaj. Gdyby je odnowić przepięknie by się reprezentowało. Na
chwilę zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie gabinet.
Gabinet dziadka. Jasnobrązowe ściany. Ciemne panele. A pośrodku czerwony dywan, na którym stoi bujany, wiklinowy fotel. Dookoła wszędzie regały z książkami, a pod ścianą właśnie to biurko. Przy nim siedzący starszy mężczyzna i piszący jakiś list piórem. Tak to byłby cudowny widok. Zwłaszcza że nigdy nie miałam okazji poznać moich dziadków, to wyobrażenie wywołało jakieś ciepło w moim sercu.
Gabinet dziadka. Jasnobrązowe ściany. Ciemne panele. A pośrodku czerwony dywan, na którym stoi bujany, wiklinowy fotel. Dookoła wszędzie regały z książkami, a pod ścianą właśnie to biurko. Przy nim siedzący starszy mężczyzna i piszący jakiś list piórem. Tak to byłby cudowny widok. Zwłaszcza że nigdy nie miałam okazji poznać moich dziadków, to wyobrażenie wywołało jakieś ciepło w moim sercu.
Dopiero gdy się schyliłam, by lepiej przyjrzeć się nogom biurka.
Dostrzegłam coś pod nim, coś okrytego jedynie cienkim białym
materiałem. Pewnie go podniosłam i zwinęłam w kłębek. Moim oczom ukazał się kufer. Wykonany z jakiegoś ciemnego
drewna o delikatnym mahoniowym odcieniu. Na brzegach miał metalowe
okucia. Zaś po środku dwa jasne, skórzane pasy zamykane na
zatrzask. Po bokach miał dwa ozdobne metalowe uchwyty. Otworzyłam jeden zatrzask pasu, a następnie drugi.
Ciekawość zaczęła mnie zżerać. Co tam zobaczę? Przepiękne
stare suknie? Biżuterię? Mapę skarbów? A może coś lepszego? Z
bijącym sercem uniosłam pokrywę skrzyni. A ona charakterystycznie
zaskrzypiała.
Papiery?
Stare pożółkłe papiery. Wyciągnęłam jeden z nich. Świadectwo
jakiegoś absolwenta. Kolejna kartka i kolejne świadectwo.
Przekopałam chyba pół wnętrza, kiedy dostrzegłam jakieś
zdjęcie. Szybko za nie chwyciłam i razem z nim wyciągnęłam jakiś
dokument do którego było przyklejone. Dyplom? Zdziwiłam się.
Dedykowany Mebuki Adachi.
– Mama?!
- krzyknęłam, po czym szybko zatkałam sobie usta dłonią.
Zerknęłam na przyjaciela, który majstrował coś przy swoim
laptopie. Nie zwrócił uwagi.
– Pewnie
to przypadek – powiedziałam chcąc przekonać samą siebie.
Spojrzałam jeszcze raz na papier. Dyplom za zajęcie pierwszego miejsca w tańcu towarzyskim. Data... 1988 rok. Dwadzieścia sześć lat temu. A zdjęcie? Szare i lekko zaplamione na rogu. Był na nim mężczyzna ubrany w koszulę która starannie była włożona w spodnie, a jego ciemne włosy były ulizane do tyłu. Obok niego stała kobieta. Jej długie włosy zaplecione były w warkocz, a ubrana była w sukienkę na ramiączkach, która długością sięgała do kolan. Karbowana ku dołowi, a w pasie przewiązana kokardą. Trzymali się za ręce, a na ich szyjach wisiały medale. Uchyliłam kawałek zdjęcia, dokładniej jego róg. Widniał tam jakiś napis. Wytężyłam wzrok, by móc go przeczytać.
„Twój Kizashi”
Spojrzałam jeszcze raz na papier. Dyplom za zajęcie pierwszego miejsca w tańcu towarzyskim. Data... 1988 rok. Dwadzieścia sześć lat temu. A zdjęcie? Szare i lekko zaplamione na rogu. Był na nim mężczyzna ubrany w koszulę która starannie była włożona w spodnie, a jego ciemne włosy były ulizane do tyłu. Obok niego stała kobieta. Jej długie włosy zaplecione były w warkocz, a ubrana była w sukienkę na ramiączkach, która długością sięgała do kolan. Karbowana ku dołowi, a w pasie przewiązana kokardą. Trzymali się za ręce, a na ich szyjach wisiały medale. Uchyliłam kawałek zdjęcia, dokładniej jego róg. Widniał tam jakiś napis. Wytężyłam wzrok, by móc go przeczytać.
„Twój Kizashi”
Drżącymi
rękoma poskładałam papier w mały kwadrat, by nie zniszczyć
zdjęcia i włożyłam go do kieszeni. Kufer szczelnie zamknęłam i
przykryłam go materiałem. Zostawiając go w takim stanie w jakim
był na początku. Podbiegłam do swojej torby, którą wcześniej
odebrał mi Toshi i wraz ze swoją odłożył pod scenę. Tak,
żeby nic nie zauważył wyciągnęłam z niej portfel i tam właśnie
włożyłam poskładany dyplom. Odwróciłam się do przyjaciela,
który stał przy małym czarnym stoliczku naprzeciwko sceny i wciąż
zajmował się laptopem. Myśląc, że mnie nie zauważy cichutko, na
paluszkach, zaczęłam do niego podchodzić. Gdy byłam już za
nim położyłam mu dłoń na ramieniu, poczułam jak drgnął.
– Czemu
się skradasz? – zapytał jakby oburzony.
– Chciałam
się dowiedzieć co robisz. – Dopiero teraz popatrzyłam na ekran,
na którym odbijały się nasze twarze. Wystawiłam język i zaczęłam
poruszać brwiami. Na co on się natychmiast roześmiał. Od razu
dostał ode mnie kuksańca w bok.
– Chcę
nagrać naszą próbę – powiedział, masując przed chwilą
uderzone przeze mnie miejsce.
– Po
co? – zapytałam, dalej robiąc głupie miny do kamerki.
No cóż, miałam do siebie dystans.
No cóż, miałam do siebie dystans.
– Na
pamiątkę. Poza tym nie ma tu luster, a musimy widzieć jak wygląda
układ i ewentualnie jakie robimy błędy – tym razem skupiony
przeglądał playlistę.
-Ewentualnie...?
– powtórzyłam ze śmiechem. Ten układ nie jest nawet
dokończony. A co dopiero wyćwiczony. Wiadomo, że po drodze będzie
masa błędów, a on mnie traktuję jak profesjonalistkę.
– Ale zgoda – zaczęłam kierować się w kierunku sceny, kiedy on
chwycił mnie za przedramię.
– Nie,
najpierw ci coś pokażę. – Uśmiechnął się zadziornie.
– Coś
jeszcze? Jesteś dziś bardzo tajemniczy. – Zaśmiałam się. On
tymczasem nie odpowiedział, tylko ciągnął mnie w kierunku jednej
ze ścian. Dopiero teraz to zauważyłam.
Klamka.
Sprytnie...
Przekręcił gałkę i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Gdy weszłam, on zapalił światło. Przed nami były stosy starych walizek. Podeszłam do jednej z najbliżej usadowionych nas. Uniosłam ją i delikatnie położyłam na panelach. Uleciał z niej kurz. Podniosłam zatrzaski, a one wydały charakterystyczne kliknięcie.
Klamka.
Sprytnie...
Przekręcił gałkę i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Gdy weszłam, on zapalił światło. Przed nami były stosy starych walizek. Podeszłam do jednej z najbliżej usadowionych nas. Uniosłam ją i delikatnie położyłam na panelach. Uleciał z niej kurz. Podniosłam zatrzaski, a one wydały charakterystyczne kliknięcie.
– Granatowa. – Usłyszałam od opierającego się o ścianę przyjaciela.
Posłuchałam go. Podniosłam granatowy materiał, który okazał się
być sukienką.
– Po
lewej masz garderobę – powiedział i zniknął w przejściu po
prawej stronie.
Weszłam
do ciemnego pomieszczenia i dopiero po chwili odkryłam położenie
włącznika światła. Pomieszczenie było małe. Kremowe ściany.
Naprzeciwko wejścia jasna toaletka z trójdzielnym lustrem. Po lewej
stały stojaki z pustymi wieszakami. No tak... W końcu wszystko było
w walizkach. Zaś po prawej stał drewniany parawan, za którym już
po chwili mocowałam się z zamkiem sukienki. Ale udało się.
Luźne ubrania, w których byłam wcześniej przewiesiłam przez
parawan. Usiadłam przed toaletką. Przejrzałam się w lustrze.
Włosy wciąż były spięte w kucyk. Rozpuściłam je i przeczesałam
palcami.
– Może
być – stwierdziłam, wstając.
Odsunęłam się trochę od toaletki, by móc dzięki odbiciu zobaczyć cały efekt. Muszę przyznać... podobało mi się. Sukienka bardzo przypadła mi do gustu. Była zwiewna, więc bardzo wygodna. Asymetryczna i wydłużona z tyłu. Jedynym minusem mojej kreacji były buty. Trampki nie za bardzo pasowały. Spojrzałam jeszcze raz na buty i niechętnie wzruszyłam ramionami.
Odsunęłam się trochę od toaletki, by móc dzięki odbiciu zobaczyć cały efekt. Muszę przyznać... podobało mi się. Sukienka bardzo przypadła mi do gustu. Była zwiewna, więc bardzo wygodna. Asymetryczna i wydłużona z tyłu. Jedynym minusem mojej kreacji były buty. Trampki nie za bardzo pasowały. Spojrzałam jeszcze raz na buty i niechętnie wzruszyłam ramionami.
Gdy
znowu znalazłam się w pomieszczeniu pełnym walizek postanowiłam
czegoś poszukać póki nie pojawi się Toshiro. Kapelusze,
rajstopy, spodnie, biżuteria, sukienki... No kurczę, tak
trudno było wpakować do jakiejś walizki głupie buty?
– Tego
szukasz? – Usłyszałam jego ciepły głos. Odwróciłam się, a za
mną stał właśnie on ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. W
ręce, która była wyciągnięta w moją stronę trzymał czarne
balerinki.
– Skąd
wiedziałeś? – Obdarzyłam go podstępnym uśmieszkiem.
– Znam
Cię – odpowiedział z pewnością, podając mi buty.
***
Stałam
już na środku sceny. Toshiro szybko podbiegł do zwisającego
sznura i rozsunął dziurawą, czerwoną kurtynę. Muzyka
rozbrzmiała, jednak... to nie była ta wybrana do mojej
choreografii. Ta była bardziej do tańca towarzyskiego. Stałam
chwilę zdezorientowana, dopiero po chwili zauważyłam wyciągniętą
w moim kierunku dłoń. Tym gestem zapraszał mnie do tańca.
Niepewnie położyłam swoją dłoń na jego, a już po chwili
wirowaliśmy na parkiecie w rytmie walca wiedeńskiego. Obracałam
się wokół własnej osi, jednak zostałam przyciągnięta. Oparłam
swoją dłoń na jego klatce piersiowej. Uniosłam głowę, by na
niego spojrzeć. W jego oczach, lekko przysłoniętych przez jego
ciemne loczki pojawiły się iskierki.
Tylko czego?
Nadziei?
Nagle muzyka ucichła. Lekko chrząknęłam, by dać mu do zrozumienia, że chce się już uwolnić z jego objęć. On zareagował jak oparzony i spuścił wzrok na podłogę. Już po chwili zabrzmiała kolejna piosenka z listy, tym razem bardziej skoczna.
Tylko czego?
Nadziei?
Nagle muzyka ucichła. Lekko chrząknęłam, by dać mu do zrozumienia, że chce się już uwolnić z jego objęć. On zareagował jak oparzony i spuścił wzrok na podłogę. Już po chwili zabrzmiała kolejna piosenka z listy, tym razem bardziej skoczna.
Chwyciłam
za jeden koniec mojej sukienki i podrygując zbiegłam ze schodków.
On natomiast zbiegł tymi po drugiej stronie. Przechodziliśmy między
rzędami foteli. Gdy nagle on stanął na jednym z nich i otworzył
karton postawiony w tym momencie obok niego. Ze śmiechem na twarzy
przyglądałam się, jak ubrany w granatową piracką czapkę, czarną
przepaskę na oko i hakiem w ręce biegnie do mnie po fotelach.
Sama postanowiłam sprawdzić co jest w pudle obok mnie.
Piórka.
Pełno kolorowych piórek.
Chwyciłam garstkę i dmuchnęłam mu nimi prosto w twarz. On nie był mi dłużny. Ale co zrobił? Wziął do rąk pudło i wysypał całą jego zawartość na mnie.
Piórka.
Pełno kolorowych piórek.
Chwyciłam garstkę i dmuchnęłam mu nimi prosto w twarz. On nie był mi dłużny. Ale co zrobił? Wziął do rąk pudło i wysypał całą jego zawartość na mnie.
– No
dzięki. – Napowietrzyłam policzki jak małe dziecko, którym
zresztą się czułam. Schyliłam się i trzepałam chwilę włosami
próbując pozbyć się z nich jak największej ilości pierza.
Spojrzałam na krzesło przede mną. Leżały tam elementy pirackiego
stroju, które jeszcze przed chwilą nosił mój przyjaciel. Zeszłam
z fotela i zaczęłam szukać go wzrokiem.
– Wzywała
pani superbohatera? – Usłyszałam za sobą. Już po chwili
zostałam przerzucona przez ramię. Nie bardzo wiedząc, co się
dzieje zaczęłam wierzgać nogami i bić go moimi drobnymi piąstkami
po plecach. Dopiero teraz zauważyłam jego czerwoną pelerynę.
Parsknęłam.
Parsknęłam.
– Puszczaj!
– krzyknęłam, przerywając salwę śmiechu.
– Mówiłaś
coś? – zapytał sarkastycznie, gdy posadził mnie na jednym z
najwyższych szczebli drabiny.
– Bardzo
zabawne – powiedziałam, kątem oka zerkając na manekiny, które
znajdowały się w zasięgu ręki. Już po chwili na mojej głowie
był wielki indiański pióropusz. Zaś on założył krawat
i czerwony nos klauna. Pasował do niego wprost idealnie. Bez
wahania przyciągnęłam go bliżej za przed chwilą założony
czarny krawat w pomarańczowe neonowe grochy.
– Więcej
tak nie rób – zagroziłam naciągając czerwoną kulkę służąca
za nos. Gdy ją puściłam, biała sznureczek natychmiast strzelił.
Ja natomiast zeskoczyłam z drabiny wydając z siebie okrzyk
niczym prawdziwy Indianin.
– Ajajajaj! – krzyczałam, klepiąc otwartą dłonią usta. Podbiegłam w kierunku
sceny zrzucając po drodze element indiańskiego stroju.
Stałam
już na scenie, kiedy nagle on pojawił się przede mną. Zza pleców
wyciągnął czerwoną różę. Kąciki moich ust znacznie się
uniosły. Już po chwili, to ja trzymałam ją w swojej dłoni i
uważnie się jej przyglądałam.
Sztuczna.
Sztuczna.
No a
czego się spodziewałaś? Bukietu kwitnących bzów? - Zadrwiło moje alter ego.
Toshiro
zrobił parę kroków w przód. Gdyby nie to, że był ode mnie
wyższy to pewnie stykalibyśmy się nosami. Poczułam na sobie jego
oddech, przeszedł mnie dreszcz. Odgarnął kosmyk włosów z mojej
twarzy, dłonią zaś przejechał po moich policzku. Znów to zrobił.
Znów patrzył mi głęboko w oczy. Spanikowałam.
– Co
z nagraniem? – zapytałam ze spuszczonym wzrokiem.
Nie odpowiedział. W ciszy udał się w stronę laptopa. Usiadłam na krawędzi sceny i machając nogami popijałam wodę. Obserwowałam jak on bacznie oglądał nagranie.
Nie odpowiedział. W ciszy udał się w stronę laptopa. Usiadłam na krawędzi sceny i machając nogami popijałam wodę. Obserwowałam jak on bacznie oglądał nagranie.
– Dochodzi
wpół do – odezwał się.
Zmarszczyłam czoło. Nie za bardzo zrozumiałam ,o co mu chodzi.
Zmarszczyłam czoło. Nie za bardzo zrozumiałam ,o co mu chodzi.
– Za
chwilę mam zajęcia. Nie udało nam się przećwiczyć układu. Zająłem ci tylko czas jakimiś wygłupami. Prze...
– Nie
masz za co przepraszać. Świetnie się bawiłam. Chociaż na chwilę
zapomniałam o egzaminach. A teraz leć, bo się spóźnisz. – Pomachałam mu groźnie palcem.
–A ty
co będziesz robić? – zapytał, pakując laptop do swojej czarnej
torby. Zamyśliłam się chwilę. Zaczęłam analizować swój
dzisiejszy przebieg zajęć.
– Zważając
na wrogość Akihiro, to na drugą część zajęć hip hopu nie mam
co iść, więc zostanę jeszcze te półgodziny tutaj –
powiedziałam, klepiąc dłonią scenę.
Pewnie jakbym znowu przyszła spóźniona na drugą część zajęć dostałabym ostrą reprymendę. Wolałam sobie tego oszczędzić. Zresztą przydałoby się tu co nieco ogarnąć.
Rozejrzałam się po sali.
Poprzewracane kartony, walające się części różnych strojów, piórka, przewrócony manekin...
Pewnie jakbym znowu przyszła spóźniona na drugą część zajęć dostałabym ostrą reprymendę. Wolałam sobie tego oszczędzić. Zresztą przydałoby się tu co nieco ogarnąć.
Rozejrzałam się po sali.
Poprzewracane kartony, walające się części różnych strojów, piórka, przewrócony manekin...
– O
której kończysz? – zapytał, przeczesując dłonią burzę swoich
włosów.
Kolejne
dobre pytanie.
W głowie zaczęłam układać sobie plan na dzisiaj. Niby nie kończę tak późno, ale obiecałam wujkowi, że wstąpię na obiado-kolację, a wcześniej chciałam wstąpić do biblioteki. Ta... Lektury szkolne. Nuda do kwadratu, no ale mus to mus.
W głowie zaczęłam układać sobie plan na dzisiaj. Niby nie kończę tak późno, ale obiecałam wujkowi, że wstąpię na obiado-kolację, a wcześniej chciałam wstąpić do biblioteki. Ta... Lektury szkolne. Nuda do kwadratu, no ale mus to mus.
– O
piętnastej, ale wybacz, po zajęciach idę do wuja. Wpadnij do mojego
pokoju wieczorem. Dam ci znać. A teraz już leć, nie chce byś miał
przeze mnie kłopoty.
– To do
zobaczenia – powiedział, unosząc rękę do góry w geście
pożegnalnym i pośpieszył do wyjścia. Siedziałam jeszcze chwilę
zamyślona na scenie tarmosząc w dłoniach różę.
Od Autorki: No i jest rozdział pod koniec tygodnia. Jednak nie jest to tydzień, o którym myślałam wcześniej. Wynikły pewne komplikacje, za które bardzo przepraszam. No, ale początki chyba zawsze są najtrudniejsze. Nie jestem pewna jak wyszedł ten rozdział, gdyż jest to bardziej wprowadzenie, a wprowadzenia nie zawsze bywają ciekawe. Jednak do oceny oddaję go Wam.
No no, akcja się rozkręca. ;> Tylko szkoda, że Sasuke nie ma. :c
OdpowiedzUsuńEh, Ashiro. Kiedy miałam osiem lat, miałam taką samą z charakteru nauczycielkę tańca. xD Yhm...
Nie wiem co napisać, więc... weny? xD
Obiecuję, że na Sasuke nie będziesz musiała długo czekać. :3
UsuńHm. I jak z taką nauczycielką przetrwałaś? :o
Właśnie! Cały czas pamiętam o zakładce bohaterów. Jednak zdecydowałam, że pojawi się około 4 rozdziału. Zależy ile napiszę w 3. xD
Fajny rozdział, dziś nie błysnę jakimś super komentarzem, bo wracam z tygodniowej wycieczki i jestem padnięta.
OdpowiedzUsuńPowiem tylko tyle, jestem zachwycona rozdziałem i czekam na następny mam nadzieję, że nie będę czekać długo.
Pozdrawiam
Paulina
Bardzo dobre to wprowadzenie. Fabuła powoli się rozkręca, a to dopiero pierwszy rozdział, więc pewnie jeszcze dużo przede mną ^^ Podoba mi się pomysł na taniec, jeszcze takiego opowiadania nie czytałam, więc masz duże pole do popisu. Ładnie wszystko opisujesz i nie doszukałam się żadnych błędów. Muszę przyznać, że bardzo szybko się czyta takie rozdziały, więc proszę Cię o więcej ;3
OdpowiedzUsuńHmmm czyżbym czuła miętę między Sakurą a Toshiro? O nie! Tak nie może być! Niech Sasuke pojawi się szybko i skradnie serce różowej, bo tego nie wytrzymam xD
A Ashiro nie taki zły jak go opisywałaś, miałam milion razy gorszych nauczycieli xD
Dzięki za powiadomienie :* Z reguły sama sprawdzam czy nie pojawia się jakiś rozdział na blogach, które czytam, ale jakoś tak wyszło, że ostatnio cały czas o tym zapominam, więc jakbym nie zauważyła w najbliższej przyszłości nowego posta, to proszę o sobie przypomnieć xD
Cóż... jeśli chodzi o moje opowiadanie, to rozdział jest już dawno napisany, ale jakoś brak mi chęci na jego opublikowanie.
Mam nadzieję, że nie zawiedziesz i pojawi się drugi rozdzialik pod koniec tygodnia ^^
Życzę weny, udanej wycieczki i pozdrawiam Anna