sobota, 31 maja 2014

1. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony


Nie można wyczerpać swojej kreatywności. 
Im więcej z niej bierzesz, tym więcej jej masz. - Maya Angelou



Wszędzie, szaro, ciemno i ponuro. Był ranek, słońce nie zdążyło jeszcze wyjść poza linie horyzontalną, a na nieboskłonie kłębiły się ciemne chmury. Natomiast na ziemi wszędzie zalegała szara ciapa. Spowodowane to było, o dziwo, niedawno rozpoczętą odwilżą. Do owych warunków klimatycznych dołączył jeszcze nieznośny wiatr, który uporczywie targał kosmykami moich włosów prosto na twarz. Ta... zdecydowanie niedopisująca pogoda. Bo niby jak mam biec, skoro własne włosy ograniczają mi widoczność. Na dodatek muszę uważać, by się nie pośliznąć na tym „śniegu”.
Jestem już spóźniona piętnaście minut. Fakt, może to i po części moja wina, ale skąd miałam wiedzieć, że telefon rozładuje mi się w środku nocy, co uniemożliwi włączenie się budzika... Ale dlaczego musiałam się spóźnić akurat na zajęcia Akihiro. Jednego z najsurowszych nauczycieli w naszej szkole. Chociaż nauczyciel to dziwne określenie... Bardziej pasowałoby tu po prostu choreograf.
Był to mężczyzna w wieku trzydziestu pięciu lat. Jego budowa była muskularna, co było bardzo widoczne, gdy na zajęcia zakładał podkoszulek. Miał brązowe włosy, które zawsze były zaczesane do tyłu i długością nie przekraczały jego szpiczastego podbródka. Jego oczom, nigdy nie miałam okazji dokładniej się przyjrzeć, ale z tego co udało mi się kiedyś podsłuchać od dziewczyn z grupy, kolory jego oczu są zbyt zmieszane, by prawidłowo je określić.
Ale dlaczego nazywam go surowym? Ciągle powtarza, że w tańcu nie ma czasu na myślenie. Albo go czujesz, albo nie. Ma rację, ale bez przesady... Już nie raz dochodziło do tego, że dziewczyny wybiegały z sali z płaczem, przez to w jaki sposób im uświadamiał, że według niego są słabe, bo przecież, nie mógł powiedzieć, że nie umiały tańczyć. Każdy to potrafi, przecież to wyznanie uczuć poprzez ruch.

***

Było dwadzieścia minut po godzinie ósmej, kiedy wbiegłam do szkolnej szatni. Szybko wepchnęłam torbę do swojej szafki i przebrałam się w luźne ciuchy. I tak potargane już włosy związałam niedbale w kucyk. Zamykając szafkę chwyciłam jeszcze butelkę wody i chowając kluczyki do kieszeni truchtem pobiegłam do sali.
Już z korytarza, mogłam usłyszeć znaną mi muzykę. Gdy dobiegłam do odpowiednich drzwi, bez namysłu nacisnęłam klamkę i wparowałam do środka. Wszyscy swój wzrok skierowali prosto na mnie. Łącznie z Akihiro, który z niechęcią wyłączył muzykę. I unosząc swoją rękę do góry dał znak grupie, że mają chwile przerwy.
 A pani tu czego?  zapytał mnie jakby od niechcenia, a następnie upił łyk swojej wody.
– Na zajęcia?  odpowiedziałam zdziwiona pytaniem na pytanie.
 No, bo chyba nie przyszłam tu strugać kartofli.
 Logiczne...
– Chyba dwadzieścia pięć minut za późno.  Najpierw przetarł swoje usta dłonią, a następnie wskazał na wielki, okrągły zegar, znajdujący się tuż nad lustrami.
– Wiem. Bardzo przepraszam za spóźnienie ale budzik mi nie zadzwonił
– Sam z siebie? – Uniósł jedną brew do góry dalej drążąc temat.
– Telefon mi się w nocy rozładował. Chyba za dużo rozmawiałam przed snem...  Od razu ugryzłam się w język, wyobrażając sobie jak głupio musiało to zabrzmieć. Parę dziewczyn, które wykorzystały chwilę przerwy na poprawianie makijażu spojrzały na mnie, po czym zaczęły głupio śmiać się między sobą.
 Jak ja ich...
– Skoro ma pani czas tak długo rozmawiać, to na pewno znajdzie pani czas na samotne ćwiczenie układu, a teraz żegnam.
Nie mogłam uwierzyć! Tak nie można! Jestem wpisana na zajęcia, więc mam prawo w nich uczestniczyć! Co on sobie myśli? Przecież kurczę, trwają próby generalne. Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik... Są jeszcze trzy inne układy! W tym najważniejszy, własny!
– Ale ja muszę też dopracować swój układ!  krzyknęłam do odchodzącego już nauczyciela.
– Trzeba było zaszczycić mnie swoją obecnością o czasie – odpowiedział nawet na mnie nie spoglądając.
– Ale to nie moja wina, że rozładował mi się telefon!  skrzyżowałam ręce na piersiach. On gwałtownie się obrócił i szybkim krokiem znalazł się przede mną. Zmarszczył czoło, a jego zimny wzrok prześwidrował mnie od góry do dołu. To spojrzenie nie wróżyło niczego dobrego.
– Panno Haruno, jeśli myślisz ,że po tym, jak wygrałaś jakiś tam konkurs...
– Dwa jakieś tam konkursy – wtrąciłam szybko na co on tylko przewrócił oczami.
– ...możesz się zachowywać jak nie wiadomo kto, to jesteś w wielkim błędzie. Jeśli zamierzasz przychodzić na moje zajęcia spóźniona to lepiej wcale nie przychodź, a teraz do widzenia. – Wskazał na drzwi za mną, a swoje kroki ponownie skierował w stronę odtwarzacza.
– Do widzenia – fuknęłam. Odwróciłam się na pięcie i wyszłam trzaskając drzwiami.

***

– Niech go szlag...  powiedziałam do siebie, z powrotem wchodząc do szatni. Oparłam się   
o swoją zieloną szafkę i zjechałam do pozycji siedzącej. Upiłam łyk niegazowanej wody, a następnie rzuciłam zakręconą butelką o naprzeciwległą szafkę.
– Hej, spokojnie. – Od razu rozpoznałam ten głos. Toshiro. Rozbawiony spojrzał raz na mnie, a raz na butelkę leżącą w znacznej odległości.
– Co się stało?  zapytał teraz zatroskanym głosem, przykucając naprzeciwko mnie.
– Wywalił mnie z zajęć – odpowiedziałam, patrząc na czubki swoich niebieskich trampek.
-Akihiro?  Gdy tylko twierdząco pokiwałam głową, wykrzywił swoją twarz w grymasie.
– Spóźniłam się. Nawrzucał mi trochę i kazał samej ćwiczyć układ, a ja muszę dopracować jeszcze własny  powiedziałam ze zrezygnowaniem i otwartymi dłońmi przetarłam kilkukrotnie twarz.
– Pomogę ci – wypalił szybko, chwytając delikatnie moją dłoń.
– Nie masz zajęć?  zapytałam podejrzliwie. W końcu pojawił się tak nagle.
– Mam godzinę przerwy między następnymi. No już, wstawaj. – Wyszczerzył swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Nie zdążyłam nawet nic powiedzieć, bo on już pociągnął mnie za rękę, pomagając mi wstać.
– Weź torbę i chodźmy. Znam super miejsce.
Jaki tajemniczy... ale muszę przyznać, zaciekawił mnie. Pośpiesznie wyciągnęłam z kieszeni czarną smycz z pękiem kluczy. Kiedy już włożyłam odpowiedni do szafki, usłyszałam jego głos.
– Sakura, szyyybciej – powiedział przeciągle i nerwowo stukał palcami o drzwiczki szafki.
– Przecież idę. – Zarzuciłam na ramię dużą zieloną torbę. Schyliłam się jeszcze po butelkę wody leżącą na ziemi, gdy nagle poczułam uścisk na nadgarstku.
– Hop – powiedział, pociągając mnie w kierunku drzwi, ledwo zdążyłam ominąć ławkę stojącą między szafkami.
Biegliśmy między korytarzami. W sumie to on biegł, ja można by to określić... byłam przez niego ciągnięta i ledwo nadążałam. Skręcił w prawo, a ja o mało co nie wpadłam na ścianę. Niestety moje trampki ślizgały się na podłożu, więc wyhamowanie wcale nie było takie proste. Skręciliśmy jeszcze dwa razy w prawo. Następnie skierowaliśmy się wielkimi szarymi schodami na dół i ponownie skręciliśmy w prawo. Dotarliśmy do wielkich drzwi. Zasapana położyłam dłonie na kolanach i opierając się o nie próbowałam przywrócić normalny oddech. Gdy już to nastąpiło odgarnęłam kosmyk włosów z twarzy i przyjrzałam się wejściu. Drzwi były drewniane, bardzo już porysowane, co wskazywałoby na to, że także i stare. Jednak moją uwagę przykuła przyklejona taśmą klejącą biała kartka z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”.
– Zakaz wstępu, nie widzisz?  Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i patrzyłam jak próbuje ukryć swoje rozbawienie.
– Co mam widzieć? – zapytał ironicznie, opierając się ręką o kartkę tym samym zasłaniając napis.
– Wariat. – Roześmiałam się widząc jak naciska, ledwo trzymającą się klamkę. Zawiasy momentalnie skrzypnęły, co sprawiło, że na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Niepewnie zajrzałam do środka. Niestety uniemożliwiły mi to szare zasłony. On odsunął je pewnym ruchem ręki umożliwiając mi przejście.
-Dzię.. Apsik! - potarłam nos i spojrzałam jeszcze raz na zasłony.
Tak.... Całe zakurzone.
Nie ma to jak alergia.
– Na zdrowie – powiedział, zamykając drzwi.
– Dzięki. Tak właściwie co to za miejsce? – zapytałam, zerkając na wielką scenę przed nami.
– Kiedyś to tu odbywały się występy, jednak teraz jest to w swoim rodzaju magazyn – odpowiedział, idąc do przodu.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Granatowe ściany, na których gdzieniegdzie były zarzucone szare materiały takie jak przy wejściu. Dookoła mnie piętnaście rzędów czerwonych foteli, przeznaczonych dla widowni. Opuszkami palców przejechałam po oparciu jednego z nich. Kurz... Odruchowo wyjęłam z kieszeni chusteczkę i wydmuchałam nos.
Zaczęłam iść na przód i dopiero teraz zauważyłam zalegające tutaj starocie. Na niektórych fotelach położone były stosy niepodpisanych kartonów. Pod prawą ścianą natomiast stało kilka drabin. A obok nich manekiny ubrane jedynie w maski, kapelusze i peruki. Zaś z lewej strony, były stosy przeróżnych elementów scenografii. Obok nich mebel, na którym dłużej zawiesiłam wzrok. Moje nogi same, zaczęły do niego podchodzić. Jakby jakiś głosik w mojej głowie rozkazywał mi dokładniej mu się przyjrzeć.
Było to stare dębowe biurko ze schodzącym już lakierem. Na blacie było zielone sukno lekko poplamione śladami kawy. Pod spodem było pięć szuflad, miały piękne mosiężne okucia. Sprawiały, że biurko wyglądało jeszcze bardziej efektownie. Zaś jego nogi były pięknie toczone. Nie mogłam się nadziwić, dlaczego biurko znajduję się tutaj. Gdyby je odnowić przepięknie by się reprezentowało. Na chwilę zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie gabinet.
Gabinet dziadka. Jasnobrązowe ściany. Ciemne panele. A pośrodku czerwony dywan, na którym stoi bujany, wiklinowy fotel. Dookoła wszędzie regały z książkami, a pod ścianą właśnie to biurko. Przy nim siedzący starszy mężczyzna i piszący jakiś list piórem. Tak to byłby cudowny widok. Zwłaszcza że nigdy nie miałam okazji poznać moich dziadków, to wyobrażenie wywołało jakieś ciepło w moim sercu.
Dopiero gdy się schyliłam, by lepiej przyjrzeć się nogom biurka. Dostrzegłam coś pod nim, coś okrytego jedynie cienkim białym materiałem. Pewnie go podniosłam i zwinęłam w kłębek. Moim oczom ukazał się kufer. Wykonany z jakiegoś ciemnego drewna o delikatnym mahoniowym odcieniu. Na brzegach miał metalowe okucia. Zaś po środku dwa jasne, skórzane pasy zamykane na zatrzask. Po bokach miał dwa ozdobne metalowe uchwyty. Otworzyłam jeden zatrzask pasu, a następnie drugi. Ciekawość zaczęła mnie zżerać. Co tam zobaczę? Przepiękne stare suknie? Biżuterię? Mapę skarbów? A może coś lepszego? Z bijącym sercem uniosłam pokrywę skrzyni. A ona charakterystycznie zaskrzypiała.
Papiery? Stare pożółkłe papiery. Wyciągnęłam jeden z nich. Świadectwo jakiegoś absolwenta. Kolejna kartka i kolejne świadectwo. Przekopałam chyba pół wnętrza, kiedy dostrzegłam jakieś zdjęcie. Szybko za nie chwyciłam i razem z nim wyciągnęłam jakiś dokument do którego było przyklejone. Dyplom? Zdziwiłam się. Dedykowany Mebuki Adachi.
– Mama?! - krzyknęłam, po czym szybko zatkałam sobie usta dłonią. Zerknęłam na przyjaciela, który majstrował coś przy swoim laptopie. Nie zwrócił uwagi.
– Pewnie to przypadek – powiedziałam chcąc przekonać samą siebie.
Spojrzałam jeszcze raz na papier. Dyplom za zajęcie pierwszego miejsca w tańcu towarzyskim. Data... 1988 rok. Dwadzieścia sześć lat temu. A zdjęcie? Szare i lekko zaplamione na rogu. Był na nim mężczyzna ubrany w koszulę która starannie była włożona w spodnie, a jego ciemne włosy były ulizane do tyłu. Obok niego stała kobieta. Jej długie włosy zaplecione były w warkocz, a ubrana była w sukienkę na ramiączkach, która długością sięgała do kolan. Karbowana ku dołowi, a w pasie przewiązana kokardą. Trzymali się za ręce, a na ich szyjach wisiały medale. Uchyliłam kawałek zdjęcia, dokładniej jego róg. Widniał tam jakiś napis. Wytężyłam wzrok, by móc go przeczytać.
„Twój Kizashi”
Drżącymi rękoma poskładałam papier w mały kwadrat, by nie zniszczyć zdjęcia i włożyłam go do kieszeni. Kufer szczelnie zamknęłam i przykryłam go materiałem. Zostawiając go w takim stanie w jakim był na początku. Podbiegłam do swojej torby, którą wcześniej odebrał mi Toshi i wraz ze swoją odłożył pod scenę. Tak, żeby nic nie zauważył wyciągnęłam z niej portfel i tam właśnie włożyłam poskładany dyplom. Odwróciłam się do przyjaciela, który stał przy małym czarnym stoliczku naprzeciwko sceny i wciąż zajmował się laptopem. Myśląc, że mnie nie zauważy cichutko, na paluszkach, zaczęłam do niego podchodzić. Gdy byłam już za nim położyłam mu dłoń na ramieniu, poczułam jak drgnął.
– Czemu się skradasz?  zapytał jakby oburzony.
– Chciałam się dowiedzieć co robisz. – Dopiero teraz popatrzyłam na ekran, na którym odbijały się nasze twarze. Wystawiłam język i zaczęłam poruszać brwiami. Na co on się natychmiast roześmiał. Od razu dostał ode mnie kuksańca w bok.
– Chcę nagrać naszą próbę – powiedział, masując przed chwilą uderzone przeze mnie miejsce.
– Po co?  zapytałam, dalej robiąc głupie miny do kamerki. 
No cóż, miałam do siebie dystans.
– Na pamiątkę. Poza tym nie ma tu luster, a musimy widzieć jak wygląda układ i ewentualnie jakie robimy błędy – tym razem skupiony przeglądał playlistę.
-Ewentualnie...? – powtórzyłam ze śmiechem. Ten układ nie jest nawet dokończony. A co dopiero wyćwiczony. Wiadomo, że po drodze będzie masa błędów, a on mnie traktuję jak profesjonalistkę.
– Ale zgoda – zaczęłam kierować się w kierunku sceny, kiedy on chwycił mnie za przedramię.
– Nie, najpierw ci coś pokażę. – Uśmiechnął się zadziornie.
– Coś jeszcze? Jesteś dziś bardzo tajemniczy. – Zaśmiałam się. On tymczasem nie odpowiedział, tylko ciągnął mnie w kierunku jednej ze ścian. Dopiero teraz to zauważyłam.
Klamka.
Sprytnie...
Przekręcił gałkę i gestem ręki zaprosił mnie do środka. Gdy weszłam, on zapalił światło. Przed nami były stosy starych walizek. Podeszłam do jednej z najbliżej usadowionych nas. Uniosłam ją i delikatnie położyłam na panelach. Uleciał z niej kurz. Podniosłam zatrzaski, a one wydały charakterystyczne kliknięcie.
– Granatowa. – Usłyszałam od opierającego się o ścianę przyjaciela. Posłuchałam go. Podniosłam granatowy materiał, który okazał się być sukienką.
– Po lewej masz garderobę – powiedział i zniknął w przejściu po prawej stronie.
Weszłam do ciemnego pomieszczenia i dopiero po chwili odkryłam położenie włącznika światła. Pomieszczenie było małe. Kremowe ściany. Naprzeciwko wejścia jasna toaletka z trójdzielnym lustrem. Po lewej stały stojaki z pustymi wieszakami. No tak... W końcu wszystko było w walizkach. Zaś po prawej stał drewniany parawan, za którym już po chwili mocowałam się z zamkiem sukienki. Ale udało się. Luźne ubrania, w których byłam wcześniej przewiesiłam przez parawan. Usiadłam przed toaletką. Przejrzałam się w lustrze. Włosy wciąż były spięte w kucyk. Rozpuściłam je i przeczesałam palcami.
– Może być – stwierdziłam, wstając.
Odsunęłam się trochę od toaletki, by móc dzięki odbiciu zobaczyć cały efekt. Muszę przyznać... podobało mi się. Sukienka bardzo przypadła mi do gustu. Była zwiewna, więc bardzo wygodna. Asymetryczna i wydłużona z tyłu. Jedynym minusem mojej kreacji były buty. Trampki nie za bardzo pasowały. Spojrzałam jeszcze raz na buty i niechętnie wzruszyłam ramionami.
Gdy znowu znalazłam się w pomieszczeniu pełnym walizek postanowiłam czegoś poszukać póki nie pojawi się Toshiro. Kapelusze, rajstopy, spodnie, biżuteria, sukienki... No kurczę, tak trudno było wpakować do jakiejś walizki głupie buty?
– Tego szukasz?  Usłyszałam jego ciepły głos. Odwróciłam się, a za mną stał właśnie on ubrany w czarne spodnie i białą koszulę. W ręce, która była wyciągnięta w moją stronę trzymał czarne balerinki.
– Skąd wiedziałeś?  Obdarzyłam go podstępnym uśmieszkiem.
– Znam Cię – odpowiedział z pewnością, podając mi buty.

***

Stałam już na środku sceny. Toshiro szybko podbiegł do zwisającego sznura i rozsunął dziurawą, czerwoną kurtynę. Muzyka rozbrzmiała, jednak... to nie była ta wybrana do mojej choreografii. Ta była bardziej do tańca towarzyskiego. Stałam chwilę zdezorientowana, dopiero po chwili zauważyłam wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Tym gestem zapraszał mnie do tańca. Niepewnie położyłam swoją dłoń na jego, a już po chwili wirowaliśmy na parkiecie w rytmie walca wiedeńskiego. Obracałam się wokół własnej osi, jednak zostałam przyciągnięta. Oparłam swoją dłoń na jego klatce piersiowej. Uniosłam głowę, by na niego spojrzeć. W jego oczach, lekko przysłoniętych przez jego ciemne loczki pojawiły się iskierki.
Tylko czego?
Nadziei? 
Nagle muzyka ucichła. Lekko chrząknęłam, by dać mu do zrozumienia, że chce się już uwolnić z jego objęć. On zareagował jak oparzony i spuścił wzrok na podłogę. Już po chwili zabrzmiała kolejna piosenka z listy, tym razem bardziej skoczna.
Chwyciłam za jeden koniec mojej sukienki i podrygując zbiegłam ze schodków. On natomiast zbiegł tymi po drugiej stronie. Przechodziliśmy między rzędami foteli. Gdy nagle on stanął na jednym z nich i otworzył karton postawiony w tym momencie obok niego. Ze śmiechem na twarzy przyglądałam się, jak ubrany w granatową piracką czapkę, czarną przepaskę na oko i hakiem w ręce biegnie do mnie po fotelach. Sama postanowiłam sprawdzić co jest w pudle obok mnie.
Piórka.
Pełno kolorowych piórek.
Chwyciłam garstkę i dmuchnęłam mu nimi prosto w twarz. On nie był mi dłużny. Ale co zrobił? Wziął do rąk pudło i wysypał całą jego zawartość na mnie.
– No dzięki. – Napowietrzyłam policzki jak małe dziecko, którym zresztą się czułam. Schyliłam się i trzepałam chwilę włosami próbując pozbyć się z nich jak największej ilości pierza. Spojrzałam na krzesło przede mną. Leżały tam elementy pirackiego stroju, które jeszcze przed chwilą nosił mój przyjaciel. Zeszłam z fotela i zaczęłam szukać go wzrokiem.
– Wzywała pani superbohatera? – Usłyszałam za sobą. Już po chwili zostałam przerzucona przez ramię. Nie bardzo wiedząc, co się dzieje zaczęłam wierzgać nogami i bić go moimi drobnymi piąstkami po plecach. Dopiero teraz zauważyłam jego czerwoną pelerynę.
Parsknęłam.
– Puszczaj! – krzyknęłam, przerywając salwę śmiechu.
– Mówiłaś coś?  zapytał sarkastycznie, gdy posadził mnie na jednym z najwyższych szczebli drabiny.
– Bardzo zabawne – powiedziałam, kątem oka zerkając na manekiny, które znajdowały się w zasięgu ręki. Już po chwili na mojej głowie był wielki indiański pióropusz. Zaś on założył krawat i czerwony nos klauna. Pasował do niego wprost idealnie. Bez wahania przyciągnęłam go bliżej za przed chwilą założony czarny krawat w pomarańczowe neonowe grochy.
– Więcej tak nie rób – zagroziłam naciągając czerwoną kulkę służąca za nos. Gdy ją puściłam, biała sznureczek natychmiast strzelił. Ja natomiast zeskoczyłam z drabiny wydając z siebie okrzyk niczym prawdziwy Indianin.
– Ajajajaj!  krzyczałam, klepiąc otwartą dłonią usta. Podbiegłam w kierunku sceny zrzucając po drodze element indiańskiego stroju.
Stałam już na scenie, kiedy nagle on pojawił się przede mną. Zza pleców wyciągnął czerwoną różę. Kąciki moich ust znacznie się uniosły. Już po chwili, to ja trzymałam ją w swojej dłoni i uważnie się jej przyglądałam.
Sztuczna.
No a czego się spodziewałaś? Bukietu kwitnących bzów? - Zadrwiło moje alter ego.
Toshiro zrobił parę kroków w przód. Gdyby nie to, że był ode mnie wyższy to pewnie stykalibyśmy się nosami. Poczułam na sobie jego oddech, przeszedł mnie dreszcz. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy, dłonią zaś przejechał po moich policzku. Znów to zrobił. Znów patrzył mi głęboko w oczy. Spanikowałam.
– Co z nagraniem?  zapytałam ze spuszczonym wzrokiem. 
Nie odpowiedział. W ciszy udał się w stronę laptopa. Usiadłam na krawędzi sceny i machając nogami popijałam wodę. Obserwowałam jak on bacznie oglądał nagranie.
– Dochodzi wpół do  odezwał się.
Zmarszczyłam czoło. Nie za bardzo zrozumiałam ,o co mu chodzi.
– Za chwilę mam zajęcia. Nie udało nam się przećwiczyć układu. Zająłem ci tylko czas jakimiś wygłupami. Prze...
– Nie masz za co przepraszać. Świetnie się bawiłam. Chociaż na chwilę zapomniałam o egzaminach. A teraz leć, bo się spóźnisz. – Pomachałam mu groźnie palcem.
A ty co będziesz robić?  zapytał, pakując laptop do swojej czarnej torby. Zamyśliłam się chwilę. Zaczęłam analizować swój dzisiejszy przebieg zajęć.
– Zważając na wrogość Akihiro, to na drugą część zajęć hip hopu nie mam co iść, więc zostanę jeszcze te półgodziny tutaj – powiedziałam, klepiąc dłonią scenę.
Pewnie jakbym znowu przyszła spóźniona na drugą część zajęć dostałabym ostrą reprymendę. Wolałam sobie tego oszczędzić. Zresztą przydałoby się tu co nieco ogarnąć.
Rozejrzałam się po sali.
Poprzewracane kartony, walające się części różnych strojów, piórka, przewrócony manekin...
– O której kończysz?  zapytał, przeczesując dłonią burzę swoich włosów.
Kolejne dobre pytanie.
W głowie zaczęłam układać sobie plan na dzisiaj. Niby nie kończę tak późno, ale obiecałam wujkowi, że wstąpię na obiado-kolację, a wcześniej chciałam wstąpić do biblioteki. Ta... Lektury szkolne. Nuda do kwadratu, no ale mus to mus.
– O piętnastej, ale wybacz, po zajęciach idę do wuja. Wpadnij do mojego pokoju wieczorem. Dam ci znać. A teraz już leć, nie chce byś miał przeze mnie kłopoty.
– To do zobaczenia – powiedział, unosząc rękę do góry w geście pożegnalnym i pośpieszył do wyjścia. Siedziałam jeszcze chwilę zamyślona na scenie tarmosząc w dłoniach różę.

Od Autorki: No i jest rozdział pod koniec tygodnia. Jednak nie jest to tydzień, o którym myślałam wcześniej. Wynikły pewne komplikacje, za które bardzo przepraszam. No, ale początki chyba zawsze są najtrudniejsze. Nie jestem pewna jak wyszedł ten rozdział, gdyż jest to bardziej wprowadzenie, a wprowadzenia nie zawsze bywają ciekawe. Jednak do oceny oddaję go Wam. 

4 komentarze:

  1. No no, akcja się rozkręca. ;> Tylko szkoda, że Sasuke nie ma. :c
    Eh, Ashiro. Kiedy miałam osiem lat, miałam taką samą z charakteru nauczycielkę tańca. xD Yhm...

    Nie wiem co napisać, więc... weny? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że na Sasuke nie będziesz musiała długo czekać. :3

      Hm. I jak z taką nauczycielką przetrwałaś? :o

      Właśnie! Cały czas pamiętam o zakładce bohaterów. Jednak zdecydowałam, że pojawi się około 4 rozdziału. Zależy ile napiszę w 3. xD


      Usuń
  2. Fajny rozdział, dziś nie błysnę jakimś super komentarzem, bo wracam z tygodniowej wycieczki i jestem padnięta.
    Powiem tylko tyle, jestem zachwycona rozdziałem i czekam na następny mam nadzieję, że nie będę czekać długo.
    Pozdrawiam
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre to wprowadzenie. Fabuła powoli się rozkręca, a to dopiero pierwszy rozdział, więc pewnie jeszcze dużo przede mną ^^ Podoba mi się pomysł na taniec, jeszcze takiego opowiadania nie czytałam, więc masz duże pole do popisu. Ładnie wszystko opisujesz i nie doszukałam się żadnych błędów. Muszę przyznać, że bardzo szybko się czyta takie rozdziały, więc proszę Cię o więcej ;3

    Hmmm czyżbym czuła miętę między Sakurą a Toshiro? O nie! Tak nie może być! Niech Sasuke pojawi się szybko i skradnie serce różowej, bo tego nie wytrzymam xD
    A Ashiro nie taki zły jak go opisywałaś, miałam milion razy gorszych nauczycieli xD

    Dzięki za powiadomienie :* Z reguły sama sprawdzam czy nie pojawia się jakiś rozdział na blogach, które czytam, ale jakoś tak wyszło, że ostatnio cały czas o tym zapominam, więc jakbym nie zauważyła w najbliższej przyszłości nowego posta, to proszę o sobie przypomnieć xD

    Cóż... jeśli chodzi o moje opowiadanie, to rozdział jest już dawno napisany, ale jakoś brak mi chęci na jego opublikowanie.

    Mam nadzieję, że nie zawiedziesz i pojawi się drugi rozdzialik pod koniec tygodnia ^^
    Życzę weny, udanej wycieczki i pozdrawiam Anna

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony
CREDITS
Art Texture1 Texture2 Texture3 Pngs