Czas szybko płynie, ludzie w twoim życiu pojawiają się i znikają.
Nie przegapiaj okazji, by powiedzieć im, jak dużo dla ciebie znaczą. - Anonimowy
Przejechałam
plecami o zamknięte drzwi łazienki, przechodząc do siadu. Od razu
poczułam chłód bijący od kafelek podłogowych. Objęłam
ramionami podkulone nogi, opierając głowę na kolanach. Mimo
nieznośnego bólu głowy, przebłyski wspomnień z
wczorajszego wieczoru, chcąc czy nie chcąc, zaczęły do mnie
wracać.
Przymknęłam
powieki i czując pragnienie, rozchyliłam delikatnie usta. Czułam
się coraz gorzej. Niespodziewanie kosmyk włosów, który
opadł mi na twarz, został zdmuchnięty przez chłodny podmuch jego
oddechu. Zmarszczyłam brwi i otworzyłam leniwie oczy. Jego kare
tęczówki intensywnie się we mnie wpatrywały. To spojrzenie
było inne niż wszystkie, którymi obdarowywał mnie do tej
pory. Jednak nieprzyjemne uczucie nie pozwoliło mi się nad tym
dłużej zastanawiać. Zacisnęłam dłoń na jego koszulce.
– Niedobrze mi – wyszeptałam, zakrywając usta dłonią.
Poczułam
jak gwałtownie się zatrzymuje. Delikatnie opuścił mnie na ziemie,
a ja bojąc się, że zaraz stracę równowagę, przytrzymałam
się jego ramienia. Nieoczekiwanie chwycił moją dłoń i
poprowadził mnie w stronę siatki, ogradzającej plac zabaw.
Przytrzymał moją, zaciśniętą na metalowych drutach, dłoń i
delikatnie pochylił moje ciało. Czując palące uczucie od środka,
jeszcze bardziej nachylił mnie ku ziemi. Już po chwili nastąpiło
coś, czego po prostu nienawidziłam. Zwymiotowałam. W trakcie tego
zdecydowanie nieprzyjemnego incydentu Sasuke odgarnął moje
niesforne włosy, a jego chwilowy dotyk na moim karku sprawił, że
się wzdrygnęłam.
Odruchowo
chwyciłam się za gardło, które wczoraj paliło mnie
niemiłosiernie. Przejechałam po skórze paznokciami,
zostawiając na niej czerwone ślady.
Gdy
mój oddech wrócił do normy, a ciało przestało drżeć,
przeniósł dłoń na moje biodro i pomógł mi dojść
do pobliskiej huśtawki. Usiadłam na drewnianej desce i zacisnęłam
dłonie na znajdujących się po bokach łańcuchach. Uchiha podał
mi jakieś malutkie, papierowe pudełeczko i oparł się o słup.
– Nie lubię miętowych – powiedziałam cicho, przyglądając się
etykietce gum do żucia.
Wzruszył
ramionami i sięgnął po swoją własność, jednak ja natychmiast
cofnęłam ręce.
– Powiedziałam, że ich nie lubię, a nie, że ich nie chcę.
Wyciągnęłam
z pudełeczka jeden listek i odwinęłam srebrną folię. Włożyłam
do buzi plasterek gumy i wyraźnie się skrzywiłam. Mlasnęłam
głośno kilka razy i zacisnęłam zęby. Przyzwyczajając się do
intensywnego smaku mięty, odepchnęłam się bosymi nogami od
piachu. Odchylałam ciało na zmianę, raz do przodu, raz do tyłu,
nadając czynności coraz szybszego tempa. Moje włosy ledwo za mną
nadążały.
–
Słyszałam, że to przeznaczenie decyduje o tym, kto pojawia się w
naszym życiu, ale to nasze serce decyduje kto w nim pozostanie.
Gdy
ponownie znalazłam się przy ziemi, gwałtownie wyprostowałam nogi.
Stopami zaszurałam kilka razy o piach. Gdy całkowicie zaprzestałam
bujaniu, uniosłam wzrok i spojrzałam w stronę rozgwieżdżonego
nieba.
–
W moim sercu już od jakiegoś czasu jest bałagan, a ja nie
sprawdzam się w roli sprzątaczki, dlatego przestałam kontrolować
swoje życie. Wypuściłam je na chwilę z rąk i teraz trudno mi je
złapać. Starałam się być z dala od ciebie, a zamiast tego byłam
coraz bliżej. Dlatego jesteśmy razem, tu i teraz. Nie jestem pewna
czy ma mi to pomóc, czy może zaszkodzić.
Nie
wiedziałam czemu wzięło mnie na takie szczere wyznania. Nie
wiedziałam też czy wyjawienie mu swoich wątpliwości nie będzie
najgłupszą rzeczą w moim życiu. Jednak było to coś, czego w
tamtym momencie potrzebowałam. Coś, co sprawiło, że poczułam się
o wiele lżej.
Kątek
oka dostrzegłam, jak podchodzi bliżej. Stanął za mną i objął
moje dłonie, jednocześnie splatając razem nasze palce. Nachylił
się nade mną, a ja dostrzegłam w jego oczach błysk. Jakby w
mrocznym tunelu wreszcie pojawiło się światełko, które
może poprowadzić...
No
właśnie, gdzie?
Gwałtownie
odwróciłam głowę.
–
Jestem pijana – stwierdziłam, ponownie patrząc mu w oczy.
–
Ale jestem pewny, że to zapamiętasz – powiedział, przenosząc
dłonie na moje policzki.
Jego
chłodny dotyk, na mojej rozgrzanej skórze wywołał u mnie
przyjemny dreszcz. Już po chwili poczułam czułe muśnięcie.
Przyłożyłam swoje ręce do jego i namiętnie oddałam pocałunek.
Opuszką
kciuka otarłam swoją spierzchniętą, dolną wargę, a na mojej
twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Natychmiast
potrząsnęłam głową. Nadal nie rozumiałam co mnie podkusiło na
takie, a nie inne zachowanie. Czy wina leży tylko po stronie
alkoholu?
Wchodząc
po schodach przytrzymywał moje ciało. Do pokonania zostało nam
jeszcze kilka ostatnich stopni, a ja ledwo dawałam radę. Wyraźne
zmęczenie dawało mi się we znaki. Nagle Sasuke gwałtownie
przylgnął do ściany, przyciskając mnie do siebie. Jedną ręką
oplótł mnie w pasie, a drugą zakrył mi usta. Zaskoczona
próbowałam uwolnić się z jego uścisku, boleśnie kopiąc
go po stopach. Nie dawał za wygraną, więc postanowiłam zacisnąć
swoje przednie zęby, na którymś z jego palców.
Zadziałało. Uwolnił mnie i bez słowa wytarł lekko poślinioną
rękę o materiał swoich spodni. Widząc jego minę, roześmiałam
się. Jednak on przewrócił tylko oczami i pociągnął mnie w
stronę drzwi z numerkiem dwadzieścia cztery..
–
Ino, otwieraj – warknął, natarczywie pukając w drzwi.
Zero
jakiegokolwiek odzewu.
–
Gdzie masz klucz? - zwrócił się tym razem do mnie.
–
W torebce - powiedziałam, nerwowo chichocząc
Uniósł
jedną brew do góry.
–
Torebka została w lokalu – powiedziałam, drapiąc się w tył
głowy.
Westchnął
ciężko i przetarł twarz dłońmi. Szarpnął za klamkę drzwi,
jednak one nie ustępowały. Zaklął pod nosem i patrząc wzdłuż
korytarza, pociągnął mnie za sobą. Wepchnął mnie do jakiegoś
pomieszczenia, a ja widząc wyraźne podobieństwo do mojego pokoju,
ruszyłam w kierunku wolnego łóżka.
– Teraz możesz już iść - powiedziałam, przecierając swoje senne
oczy. – Dooobranoc! – przeciągnęłam wyraz, pod wpływem nagłego
ziewnięcia.
Opadłam
na miękkie posłanie i niezgrabnie zakryłam się kołdrą, nie
zdejmując wcześniej zdecydowanie nienadającej się do spania
sukienki. Otulona męskim zapachem zamknęłam oczy, ignorując głos
Uchihy.
Tak,
to zdecydowanie przez alkohol.
Wstałam
i podeszłam do lustra. Oparłam się o krawędź zlewu i spojrzałam
na swoje odbicie. Zaschnięte, szare strużki makijażu, zaspane oczy
z lekkimi sińcami i te niesforne, napuszone włosy. Gdybym wyszła
tak na ulice, przechodnie na pewno powiedzieliby mi, że halloween,
to jeszcze nie teraz.
Zaśmiałam
się cicho, ze swojego niezbyt zabawnego żartu i odkręciłam kurki
z zimną wodą. Nawilżyłam twarz i pokręciłam głową, pozbywając
się ze skóry kropelek wody. Przeczesywałam palcami włosy, a
przynajmniej starałam się to robić, gdy nagle moją uwagę
przykuła broszka, a raczej jej brak.
Natychmiast
zaczęłam snuć rękami po każdym możliwym milimetrze mojej
sukienki, rozglądając się jednocześnie po podłodze. Panika
narastała we mnie z każdą sekundą. Postanowiłam jednak myśleć
racjonalnie i po cichu otworzyłam drzwi z nadzieją, że zaraz
dostrzegę zgubę.
Upadłam
na kolana i zaczęłam obsesyjnie badać każdy skrawek podłogi,
dopóki nie napotkałam śpiącego na panelach Naruto. Gdyby
nie to, że byłam zajęta pewnie na dłużej zawiesiłabym wzrok na
jego dziwnej przytulance. Ignorując wydawane przez niego krótkie
dźwięki, ominęłam go jak najciszej i poczołgałam się w stronę
łóżek. Przylgnęłam do ziemi i przewróciłam głowę
na bok, by uważniej przyjrzeć się przestrzeni pod meblami. Nic
oprócz kurzu. Podniosłam się lekko na łokciach, a wtedy mój
wzrok przykuły stopy odziane w czarne skarpetki, znajdujące się
kilka centymetrów od mojej twarzy. Uniosłam wzrok i
dostrzegłam czarne tęczówki przyglądające mi się z
niezrozumieniem.
– Wstałaś.
Mówić
to osobie, która właśnie płaszczyła się na podłodze?
Co
najmniej nietrafione.
Bez
słowa się podniosłam i otrzepałam swoje ubranie z nagromadzonego
brudu. Nie zamierzałam robić mu wyrzutów z powodu
wczorajszego wieczoru i nocy spędzonej w tym pokoju, a przynajmniej
nie teraz. Chwyciłam za rogi rogi kołdry i starannie zaczęłam ją
trzepać, uważnie nasłuchując, czy coś przypadkiem z niej nie
spada. Tak samo zrobiłam z poduszką. Zajrzałam nawet pod materac,
ale efekt i tak pozostał ten sam.
Opadłam
na posłanie i dłonią zasłoniłam oczy, unikając nadmiernej
ilości drażniącego mnie światła. Po chwili jednak przymrużyłam
powieki i ponownie spojrzałam na Sasuke, który dalej stał w
tej samej pozycji.
– Widziałeś ją? Powiedz, że to ty ją gdzieś schowałeś – mój
głos z każdym słowem nabierał coraz bardziej błagalnego tonu.
Widząc
jak tylko unosi jedną brew do góry dodałam: - Moja broszka.
Miałam ją wczoraj przypiętą do sukienki, a teraz jej nigdzie nie
ma. Musiałeś ją widzieć, była nie duża, w formie kwiatu, miała
cyrkonie!
– Nie widziałem.
Słysząc
te dwa suche słowa, nie mogłam się powstrzymać, by nie zakryć
twarzy dłońmi. Oczy zaczęły mi się szklić, a podbródek
drżeć. Mimo wielkiej niechęci zaczęła do mnie docierać
informacja o zgubieniu cennej pamiątki. Ścisk w sercu stawał się
coraz bardziej uciążliwy. Miałam ochotę szlochać i wrzeszczeć
jednocześnie. Wiedziałam, że to moja wina i byłam za to na siebie
wściekła. Nie rozumiałam jak mogłam dopuścić do straty czegoś
tak cennego. Wiem, że to głupie aż tak bardzo przywiązywać się
do jakiegoś przedmiotu, ale mimo to czułam się jakbym puściła
dopiero niedawno uplecioną przeze mnie i mamę nić.
– Będziesz beczeć z powodu jakiejś błyskotki?
Kilkukrotnie
złapałam łapczywie oddech i zacisnęłam wargi. Podniosłam się z
łóżka i ruszyłam w stronę drzwi. Dopiero łapiąc klamkę,
odwróciłam się by ostatni raz na niego spojrzeć. Dalej
przypatrywał mi się z kpiną, nie powstrzymując mnie od wyjścia.
– Dupek –
rzuciłam, wychodząc.
Dopiero po
trzaśnięciu drzwiami, w ogóle nie zwracając przy tym uwagi
na dość wczesną godzinę, mój smutek zaczął zacierać
gniew. Gwałtownie zapukałam do drzwi swojego pokoju i widząc jak
klamka się porusza, zacisnęłam dłonie w pięści. Gdy tylko
Hinata stanęła w progu, wyprzedziłam ją i zatrzymałam się w
centrum pokoju.
– Jak mogłyście,
co?! – wrzasnęłam. – Zostawiłyście mnie na pastwę losu z nim! Z
N I M!
– Nie mów,
że ci się to nie podobało – powiedziała kpiąco Ino.
Dopiero po chwili
odszukałam ją wzrokiem. Leżała na brzuchu, do połowy zakryta
kołdrą, na swoim łóżku. Była w różowej piżamie i
z włosami niedbale związanymi w i tak rozwalającego się już
koka. Usiadłam na skraju jej łóżka, zerkając w stronę
ekranu, na którym wyświetlał się film romantyczny, który
dobrze znałam.
– Gdyby nie to, że
Naoki jest przystojny, zwyzywałabym go – westchnęła.
– Ja i tak go
zwyzywam, to parszywa gnida. Przecież w drugiej części zostawi
Midori dla Kity.
– Frajer. Zresztą
jak każdy.
– Ej! - krzyknęłam,
wskazując na plastikowe pudełko znajdujące się przed jej nosem –
Skąd ty wzięłaś lody o tej godzinie?
– Mam swoje sposoby
– odpowiedziała, oblizując srebrną łyżeczkę.
– A masz sposoby na
coś przeciwbólowego?
– Czyżby Sakurcia
złapała kacyka po nieudanej randce?
Rada numer 1: Nie
nawiązywać kontaktu z Ino, gdy zbliża jej się okres.
Rada numer 2: Nie
nawiązywać kontaktu z Ino, gdy ma okres.
Rada numer 3: Nie
nawiązywać kontaktu z Ino, gdy kończy jej się okres.
Rada numer 4: Nie
nawiązywać kontaktu z Ino, gdy rozstanie się z chłopakiem.
Rada numer 5: Nie
nawiązywać kontaktu z Ino.
Dobra, może
przesadzam. Ale nie jestem jeszcze pewna, czy Yamanaka zasługuje na
miano denerwującej, czy raczej przerażającej. To taka mieszanka
wybuchowa z przeważającą ilością związku 'X'. Jako że nigdy
nie byłam dobra z chemii, najlepiej będzie, gdy będę trzymała
się z daleka.
Podziękowałam
Hinacie, która podała mi butelkę wody i opakowanie tabletek.
Wsadziłam małą kapsułkę do buzi i popiłam kilkoma łykami
picia. Przetarłam zwilżone usta wierzchem dłońmi i ponownie
spojrzałam na granatowowłosą.
– Myślałyśmy, że
masz ze sobą klucz, więc się zamknęłyśmy. Poszłyśmy wcześniej
spać, bo Ino źle się czuła, ale i tak w nocy obudził nas sms od
Naruto, że jesteś u nich i że wszystko jest pod kontrolą, oprócz
tego, że Sasuke wykopał go z własnego łóżka.
Marszcząc nos,
nerwowo się wyszczerzyłam. To ja byłam powodem, być może teraz
obolałego ciała blondyna. Kiwnęłam głową w geście zrozumienia
i skierowałam się w stronę szafy. Po wyciągnięciu z niej
czystych ubrań udałam się do łazienki, by wziąć odświeżający
prysznic.
Odpięłam zamek
sukienki, a ona zsunęła mi się na wysokość kostek. Powiesiłam
ją na małym haczyku i weszłam do kabiny. Odkręciłam kurek z
zimną wodą i wzięłam do ręki słuchawkę prysznicową. Strumień
wody, mimo że wywołał u mnie ciarki i szczebiotanie zębami był
na prawdę przyjemnym orzeźwieniem. Wylałam na ręce resztkę żelu
i rozmasowałam go po całym ciele. Spłukałam pianę ciepłą wodą,
rozkoszując się intensywnym wiśniowym zapachem. Gdy umyłam
również włosy, ponownie zmieniłam temperaturę wody na
chłodniejszą. Jak tylko szum wody ucichł, sięgnęłam po biały
puchowy ręcznik.
Starannie otuliłam
nim ciało i stanęłam przed lustrem, pozostawiając za sobą mokre
ślady stóp. Po sprawdzeniu godziny, zostałam zmuszona do
narzucenia szybkiego tempa kolejnym czynnościom ze względu na
zbliżającą się porę śniadania.
***
Tak jak w każdą
sobotę o godzinie szesnastej kiedy to w internacie trwały „zajęcia
własne” ja przebywałam w gabinecie rehabilitacyjnym. Leżałam na
prostym w budowie stole pokrytym niebieską tapicerką. Według
polecenia mojego fizjoterapeuty na zmianę unosiłam i opuszczałam
swoją lewą nogę. Było to tylko jedno z wielu ćwiczeń mających
na celu przywrócić sprawność moim mięśniom.
Szczerze?
Przestałam widzieć jakiekolwiek efekty naszych działań. Fakt, nie
odczuwałam już bólu, ale czułam, że moja kończyna dalej
jest słaba, a to co na razie osiągnęłam zdecydowanie mi nie
wystarczało. Tęskniłam za tańcem i pragnęłam odzyskania pełnej
sprawności fizycznej.
Zerknęłam w
stronę okna i z hukiem opuściłam nogę, sprawiając, że Ryu
usiadł na krawędzi stołu. Nie zareagowałam na jego chrząkniecie.
Dalej obserwowałam przechodniów i mimo tego, że wyznaczali
się pośpiechem, zazdrościłam im uśmiechu, który gościł
na ich twarzach z każdym krokiem.
– Rozmawialiśmy
już o tym – zaczął łagodnie mężczyzna.
Ryu był niewiele
starszy ode mnie, różniło nas w sumie kilka lat. Poznaliśmy
się już w szpitalu, kiedy okazało się, że to on zajmie się moją
rehabilitacją. Dogadywaliśmy się od samego początku, ale mimo to
nasza znajomość nie wspięła się na wyższy poziom. Oboje
byliśmy z tego zadowoleni. Jego dziewczyna zapewne też.
– Wiesz przecież,
że pracujemy nad całkowitym efektem.
– Jakoś nie widać
postępów – warknęłam poddenerwowana.
Zagryzłam policzek
od środka.
– Przepraszam. Ja
tylko chciałabym... – powiedziałam już spokojniej, jednak głos mi
się załamał. – Chciałabym wrócić do tańca.
– Rozumiem, na
prawdę. Jednak sama zauważyłaś, że twoja noga jest jeszcze
osłabiona. Wysiłek jakim jest taniec tylko niepotrzebnie by ją
obciążył.
– Skończmy ma na
dzisiaj. Proszę.
Kiwnął głową i
zabrał się za uporządkowywanie sprzętu rehabilitacyjnego, a ja
udałam się do szatni. Zamykając drzwi usłyszałam ciche: – Do
zobaczenia
***
Stałam już przed
budynkiem i jakby nie wiedząc co ze sobą zrobić po prostu
patrzyłam w niebo, które zalewało się już ciepłymi
barwami, a samo słońce, zawieszone jeszcze nad budynkami Konohy,
schodziło już coraz niżej.
– Jesteś pewny?
– Tak, jestem. To
jedyny skrót.
Natychmiast
rozpoznałam właścicieli owych głosów. Gdy dostrzegłam
znikającą za rogiem blond czuprynę, poczułam jak na moim ramieniu
siada mała postać przypominającą diabełka. Chrypiącym głosikiem
szeptała, bym poszła za nimi. Przełknęłam ślinę i nie wahając
się dłużej, ruszyłam tą samą uliczką.
Zachowując
bezpieczną odległość, kroczyłam wąską, wybrukowaną ścieżka,
między starymi, a może nawet grożącymi zawaleniem, budynkami.
Koniuszkami palców przejechałam po ścianie jednego z nich,
zachwycając się, bardzo szczegółowo wykonanym, graffiti,
które przedstawiało ulicznych tancerzy. Jakby na zawołanie
do moim uszu dotarły dźwięki szybkiej muzyki, a razem z nimi
zmieszane głosy wołające:
– Walczcie!
– Walczcie,
walczcie!
Zatrzymałam się
przed grupą ludzi i w osłupieniu, marszcząc jednocześnie czoło, przyglądałam
się rozgrywającej między tłumem scenie.
Sasuke z lekkim
uśmiechem na twarzy obserwował ruchy swojego przeciwnika. Nagle
kilkukrotnie pokręcił przecząco głowią, dając mu jednocześnie
znak ręką, by zwolnił miejsce do popisu. Stanął nieruchomo po
środku tłumu, by już po chwili zatracić się w rytmie muzyki.
Demonstrując niezwykle plastyczne i zgrane ze sobą ruchy, co
najmniej zadziwił, już i tak zirytowanego mężczyznę. Gwizdy i
krzyki, w które Naruto miał zdecydowanie największy wkład,
nakręcały go jeszcze bardziej. Przeszedł do parteru, wykonując
kombinacje, o który nigdy w życiu bym go nie posądziła.
Przecież ja nigdy nie posądziłabym go o taniec!
Nie
miałam pojęcia co czuł, ale wiedziałam jedno, energia, która
od niego biła świadczyła o tym, że przeniósł się w
zupełnie inne miejsce.
Nagle muzyka
zaczęła stopniowo ucichać, a z towarzystwa wystąpił wysoki
mężczyzna z kpiącym uśmiechem na twarzy. Uchiha przystanął i
lekko dysząc, odgarnął swoje rozczochrane włosy.
– Brawo, brawo. –
Zaklaskał kilkukrotnie dłońmi. – Czyżbyście postanowiliście
wrócić na stare śmieci?
– Niedoczekanie! –
krzyknął blondyn, wyrywając się naprzód.
– Hałaśliwy jak
zwykle. – Pokręcił głową. – A ty, Uchiha? Dalej jesteś taki sam,
czy może ego urosło ci jeszcze bardziej?
– Długo nad tym
myślałeś? - zapytał niewzruszony Sasuke, czym wywołał wyraźną
irytację nieznajomego.
Niespodziewanie
poczułam na swoim ramieniu żelazny uścisk. Odwróciłam się,
by spojrzeń na oprawcę. Czarnoskóry, potężny mężczyzna
patrzył na mnie groźnie, a ja przełknęłam ślinę, nie ruszając
się ani o milimetr.
– To chyba nie jest
miejsce dla ciebie – warknął.
Ze względu na
nagłe szarpnięcie, nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Zostałam
zmuszona do zrobienia kilku nieporadnych kroków i już po
chwili zostałam pchnięta między zbiorowisko.
– Sakura! –
Usłyszałam zdziwiony głos Uzumakiego.
Przed upadkiem
uchroniły mnie ramiona tego samego mężczyzny, który chwilę
temu zaczepił Sasuke i Naruto. Wyprostowałam się, odzyskując
równowagę. Już chciałam cofnąć się o kilka kroków,
kiedy jego ręka ujęła mój podbródek.
Dopiero teraz
mogłam mu się przyjrzeć. Jego złote włosy związane były w
króciutką kitkę z tyłu głowy. Jedynie pojedyncze kosmyki
jego grzywki opadały mu na czoło. Ciemnoszare oczy, których źrenice otoczone był przez jasnobrązową barwę, przyglądały mi się z uwagą.
–
Puść ją.
Kątem oka
dostrzegłam zbliżającego się kruczowłosego, a już po chwili
chwycił mój nadgarstek, odciągając mnie w tył. Nie
puszczając mnie, stanął twarzą w twarz z blondynem. Gdybym stała
między nimi, obawiałabym się, że pioruny, które cisnęły
im się z oczu, już dawno by mnie przebiły.
– Oh, daj spokój,
Sasuke. Nie powiesz mi, że wzięło cię na miłostki.
– Posłuchaj.
Jestem w tym miejscu tylko po to, by przejść na drugą stronę. Nie
miałem zamiaru pojedynkować się z tamtym kolesiem i nie mam
zamiaru robić tego z tobą, ale jeśli tak się o to prosisz zawsze
można to zmienić. Jednak powinieneś mieć już dość po naszym
ostatnim spotkaniu, nie sądzisz?
– Ty...! – Uniósł
lewą pięść do góry i mimo zamachu Sasuke bez problemu
zablokował jego ruch wolną ręką. Wykorzystał moment zdziwienia
mężczyzny i wyminął go, pociągając mnie za sobą.
Tłum zagnieździł
się, a my mimo to brnęliśmy przed siebie, wysłuchując
przekleństw padających z ust blondyna. Nagle moją uwagę przykuł
mijany, pokonany przez Uchihę chłopak. Ściągnął z głowy
nakrycie, a ja widząc gęste, lekko pokręcone włosy, musiałam się
odwrócić. Mój wzrok spoczął na jego bursztynowych
tęczówkach, które taksowały mnie uważnie z
wzajemnością. Gdy dostrzegłam jak jego kąciki ust unoszą się
lekko ku górze, natychmiast przyspieszyłam kroku.
Jak tylko moje
stopy wpadły na prostopadłą ulicę, na której to znajdował
się nasz internat, Sasuke puścił mój nadgarstek, szukając
wzrokiem Naruto. Blondyn podbiegł do nas już po chwili i jakby
porozumiał się z przyjacielem jednym spojrzeniem. Oboje bez słowa
udali się w stronę warsztatu Itachiego. Postanowiłam dotrzymać im
kroku.
Nie mogłam
przecież odpuścić!
– Co to miało być?
- odezwałam się, przerywając ciszę.
– Nic, co powinno
cię interesować – Sasuke odpowiedział mi, nawet nie obdarzając
mnie spojrzeniem.
– A kim byli ci
ludzie?
– Nikim, kogo
powinnaś znać.
– To może dowiem
się chociaż, co to za miejsce?
– Na pewno nie
takie, do którego możesz wracać.
– Możesz przestać
traktować mnie jak małe dziecko?! – krzyknęłam oburzona,
zatrzymując się w miejscu.
– Po prostu nie
wtykaj nosa w nie swoje sprawy – odparł, spoglądając się na mnie
przez ramię.
Wyraz jego oczu
zdecydowanie mnie zmroził, zmuszając tym samym do kontroli swojej
ciekawości.
Przystanęliśmy
przed warsztatem. Naruto wystawiając w skupieniu język, sięgnął
po klucz będący we wnętrzu doniczki, stojącej na parapecie. Gdy
zamek wydał charakterystyczne kliknięcie, a drzwi gabinetu się
uchyliły, weszli do środka. Ja natomiast widząc otwarte bramy
wjazdowe, udałam się w ich stronę.
Sasori, ubrany w
zabrudzony już strój roboczy, majstrował coś przy srebrnym
samochodzie, którego modelu i tak nie znałam. Niepewnie
podeszłam bliżej, łagodnym chrząknięciem zwracając jego uwagę. Widząc mnie
odłożył podartą szmatę na bok i oparł się o maskę pojazdu.
Zrobiłam to samo.
Niezręczna cisza.
– Chciałam cię
przeprosić.
– Za co? - odezwał
się beznamiętnie.
– Za wczoraj –
powiedziałam niepewnie, bawiąc się rękawami swojej bluzy.
Nagle ni stąd, ni
zowąd pojawił się przed nami Deidara. Niósł skrzynki z
narzędziami i gwizdał wesoło, kątem oka nas obserwując.
– Nie
przeszkadzajcie sobie – zwrócił się do nas z uśmieszkiem.
– Zjeżdżaj stąd
– Aakusuna wziął do ręki szmatę i biorąc zamach, rzucił nią
w blondyna.
– Dobra, dobra. Już
mnie nie ma.
Mimo tego, że
odgłosy kroków ustały, czerwonowłosy i tak poszedł się
upewnić, czy Douhito nie czai się za drzwiami. Gdy wrócił,
ponownie oparł się o maskę, nawet na mnie nie zerkając.
– Sakura, to co się wczoraj stało... rozumiem to, nie ukrywam, że jest
mi żal, jednakże rozumiem, na prawdę. Mimo to nie umiem pojąć
jednego. Po co to wszystko było?
– Chyba nie do końca wiem co masz na myśli – powiedziałam, a kącik moich ust zaczął drżeć.
– Te gierki, to
udawanie, ta kawa.
Zacisnęłam
powieki i przejechałam dłonią po czole. Westchnęłam ciężko,
uświadamiając sobie o narobionej mu nadziei.
– Przepraszam, ja
na prawdę... Przepraszam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Sasori
masz rację, zachowałam się beznadziejnie.
– Bawiłaś się
mną – powiedział sucho.
– To nie tak.
Potrzebowałam kogoś. Kogoś kto...
– I tym kimś
okazał się Sasuke. Tak, widziałem was. I wiesz co? Nie rozumiem
cię. Najpierw go nienawidziłaś, a teraz lgniesz do niego jak
jakaś...
Nagle ucichł, a ja
zdenerwowana jego słowami, stanęłam przed nim, by móc spojrzeć mu w oczy.
Widząc jego zmieszanie, zacisnęłam zęby.
– Dokończ!
– Sakura,
przepraszam. – powiedział pocierając swoją skroń. – Przesadziłem,
wiem! – Sięgnął po moją dłoń, jednak ja natychmiast się
odsunęłam. – Poczekaj!
– Nie, daj spokój! – krzyknęłam, wybiegając z posesji.
***
Stałam po środku
sali gimnastycznej, przebrana już w czarne legginsy i biały
podkoszulek. Zdjęłam ze stóp szare skarpetki i odłożyłam
je obok przenośnych głośników, które teraz
podłączone były do mojej komórki. Wybrałam pierwszą
lepszą piosenkę z listy i zaczęłam rozgrzewkę.
Po dokładnym
rozgrzaniu wszystkim mięśni, które zajęło mi zdecydowanie
więcej czasu niż kiedyś, podeszłam do drabinek, usadowionych na
jednej ze ścian. Uniosłam nogę, zablokowując stopę pomiędzy
szczeblami i wykonałam skłon, chwytając się za kostkę. Po
powtórzeniu tego i innych ćwiczeń na każdą nogę,
wykonałam jeszcze parę wymachów.
Wybrałam
odpowiednią piosenkę z playlisty (Christina Perri - The Words) i stanęłam w bezruchu. Stopy na
wysokości bioder i ręce wzdłuż tułowia. Przymknęłam oczy i
zakołysałam się delikatnie. Wczuwając się w kojącą muzykę,
zaczęłam błądzić rękami po swoim ciele. Zatrzymując je na
szyi, zrobiłam kilka kroków w tył.
Już po tych kilku
ruchach, kąciki moich ust powędrowały do góry. Oczyszczenie
myśli, które mi towarzyszyło było tym czego potrzebowałam.
Jednocześnie czułam się, jakbym zapełniła pewną pustkę, którą
była tęsknota.
Obróciłam
się wokół własnej osi, a następnie biorąc krótki
rozbieg, wykonałam jeden z najprostszych skoków.
Zła siła wybicia
sprawiła, że nawet nie zorientowałam się kiedy upadłam na
parkiet. Syknęłam czując pieczenie lekko zdartej skóry.
Podciągnęłam do siebie jedno kolano i po objęciu go ramionami,
oparłam na nim czoło.
– Dlaczego nic mi
nie wychodzi? Nie mogę być taka słaba – jęknęłam żałośnie.
Słysząc
natarczywy dzwonek telefonu, mimo bólu zmusiłam się do
wstania. Podeszłam do komórki i widząc wyświetlony na
ekranie numer Madary, niechętnie go podniosłam. Chwilę spoglądałam
to raz na zieloną, to raz na czerwoną słuchawkę. Gdy mimo
nieodebranego pierwszego połączenia, sygnał rozległ się po raz
drugi, mocniej chwyciłam komórkę i biorąc zamach rzuciłam
ją przed siebie.
– Daj mi w końcu
spokój!
Oprócz
mojego głosu, po sali rozległ się trzask uderzającej o panele
komórki. Widząc jej części w znacznej od siebie odległości,
zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam w filar otoczony
materacem. Po chwili moja noga również odbiła się od
gąbkowego materiału.
– Wszyscy mają do
mnie pretensje!
Uderzenie.
– Cokolwiek zrobię!
Uderzenie.
– Zawsze będzie
źle!
Uderzenie.
Gdy mój
oddech przerodził się w ciężkie sapania, zaprzestałam. Oparłam
dłonie o kolana, wdychając i wydychając głęboko powietrze. Nagle
do moich uszu dotarły systematycznie stawiane kroki. Gwałtownie się
podniosłam, a widząc przed sobą Uchihę, ściągnęłam nisko
brwi.
– Jak długo tu
jesteś? – warknęłam.
– Wystarczająco.
– Wyjdź –
powiedziałam stanowczo, a widząc, że nie ruszył się nawet o
milimetr dodałam: – Nie rozumiesz? Wyjdź do cholery! Chcę zostać
sama.
– Kłamstwo.
– Jeśli
masz na myśli wczorajszy wieczór daruj sobie. Byłam pod
wpływem alkoholu, to co mówiłam, to co robiłam, a to co myślałam, to trzy różne rzeczy.
– Kłamstwo.
– Przestań! Znowu
to robisz. Zresztą każdy z was to robi. Myślicie, że wiecie
wszystko najlepiej. Powiedz mi Uchiha, to przez otoczenie czy
może zachowujecie się tak z natury? Dzikie żądze się w was
odzywają, co? Chcecie dominować, a jeśli między wami – facetami
coś jest nie tak dacie sobie po mordzie i po sprawie. Przecież to
takie proste! – Zaśmiałam się gorzko. – A może mi też ma się dostać! Proszę bardzo, tu i
tu - Wskazałam na oba policzki. - Żeby równo puchło.
– Uspokój
się - mówił stanowczo, jednak w jego tonie nie było ani nuty grozy.
– Ja mam się
uspokoić, ja? To wytłumacz mi co jest z tobą? Nie! Co jest z nami!
Wiesz, czy może zgubiłeś się w tym bagnie tak samo jak ja? Jedyne
co wiem to, to że jesteś parszywym dupkiem, a mimo to...
Nagle przystanął
za mną i jedną rękę przyłożył do mojego czoła, zaś drugą
objął mnie w talii. Gwałtownie się wyrwałam i stając do niego
twarzą w twarz. Czarne, przypominające otchłań, oczy ponownie zadziałały na mnie hipnotyzująco.
Bez namysłu przylgnęłam do
niego ciałem, zawieszając mu ręce na karku. On obejmując mnie w
pasie, przeciągnął mnie przez krótką długość sali, w
pewnym momencie unosząc mnie do góry. Wyprostowałam nogi w
poziomie, tworząc prostą linię, i gdy znów dotknęłam
ziemi chwyciłam go za nadgarstek, odchylając swoje ciało
maksymalnie w tył, polegając jedynie na jego sile. Po chwili mocno
przyciągnął mnie do siebie, a ja podskoczyłam, obejmując go
nogami w pasie. Przejechałam dłońmi po jego plecach, a gdy on
pochylił się, przytrzymując moje plecy, wygięłam się pozwalając
moim włosom dotknąć podłoża. Ponownie przylgnęliśmy do siebie,
stykając się nosami. Nasze gorące oddechy drażniły się
wzajemnie.
– Zakochuję się w tobie.
Od Autorki: Dobra, oficjalnie przed Wami najdłuższy rozdział! (To kto jest ze mnie dumny? :D )
A) Od razu mówię, NIE. Nie będę się bawić w jakieś wielokąty jeśli chodzi o wątki miłosne. Wolałam Wam to wyjaśnić niż potem widzieć jakieś pretensje w komentarzach, zwłaszcza po pojawieniu się nowej postaci, której imienia jeszcze nie znacie, a będzie miała znaczenie.
B) Zakładka z muzyką? Co o niej myślicie? Powoli denerwuje mnie dodawanie piosenek do rozdziałów, bo i tak nie wiem czy ktoś ich słucha. Poza tym każdy czyta innym tempem, na dodatek niektórzy po prostu nie lubią tego robić z muzyką. A w zakładce by były nutki z każdego rozdziału, w którym jakaś się pojawiła.
Dzisiaj nie będę się rozpisywać, bo niestety goni mnie czas. Ale pozdrawiam Was gorąco i dziękuję za cierpliwość :*